Magdalena (38 l.) i Adam (42 l.) Potokowie z Warszawy w czerwcu pojechali do Rzymu. Gdy wieczorem stali pod Fontanną di Trevi, pan Adam na chwilę zanurzył w niej stopę. Wtem rozległ się dźwięk gwizdka. Policjant patrzył srogo, więc turysta wyjął nogę z wody.
- Podszedł do nas, kazał opuścić plac - opowiada pan Adam. Tłumaczyłem, że nie chcemy zrobić nic złego. Popychał nas, a ja oburzony po prostu stałem w miejscu - opowiada. I wtedy zaczął się horror. Polaków zakuto w kajdanki, wsadzono do radiowozu. - Na posterunku pilnował nas strażnik z bronią. Z toalety korzystaliśmy przy otwartych drzwiach. Wmawiali nam, że złamaliśmy rękę policjantowi - wspomina pan Adam.
Będą starać się o odszkodowanie
Funkcjonariusze wozili ich po kolejnych aresztach, trzymali w celach obok kryminalistów. Rano przewieźli do sądu. Wyrok brzmiał: "Zatrzymania można dokonać, gdy jest to uzasadnione powagą czynu lub osobą sprawcy [...]. Te wymogi w chwili opisanego w protokole Policji Sądowej zatrzymania nie zostały spełnione". Teraz państwo Potokowie są już w Polsce. Będą starać się o odszkodowanie przed włoskim sądem.