Był jej znajomym z firmy, nawet dzięki niej awansował. A jednak zabił. Dlaczego? Jedna z hipotez mówi, że Adam Z. pokłócił się z Ewą o sprawy zawodowe. - Nie utrzymywali prywatnych kontaktów towarzyskich. Kolegowali się tylko w pracy i głównie o pracy rozmawiali - wyjaśnia Piotr Tylman, brat 26-latki.
Byli razem na firmowym spotkaniu integracyjnym i wyszli z klubu o godz. 3 w nocy. Z nagrań z monitoringu wynika, że Ewa była mocno wstawiona. Adam Z. ją podtrzymywał. Tak dotarli na brzeg Warty. Tam doszło do awantury. Wepchnął ją do rzeki. Widział, jak macha rękami, tonie. Miał chwilę na opamiętanie. Mógł jednym ruchem ręki wyciągnąć telefon, zadzwonić po pomoc. Nie zrobił tego. Poszedł do swojego partnera, a potem przez długi tydzień mydlił wszystkim oczy, że nic nie pamięta. - Ktoś nam czegoś chyba dosypał do piwa - mówił jeszcze na wolności.
Zobacz: Bestie z Rakowisk usłyszą wyrok
- Materiał dowodowy wskazuje, że w wyniku działań podejrzanego Ewa T. znalazła się w wodzie. Uważamy, że nie żyje - mówi Magdalena Mazur-Prus, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Adam Z. usłyszał zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym. - Sytuacja taka ma miejsce, kiedy sprawca zdaje sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów i zgadza się z tym. Wie, że mogą one doprowadzić do śmierci, ale nie interesuje go, czy ofiara przeżyje - tłumaczy Piotr Ruszkiewicz, adwokat z Poznania.
Adam Z. jest już za kratkami. Grozi mu nawet dożywocie.