Zdaniem prof. Piotra Kruszyńskiego (67 l.), karnisty, gdyby nawet do śledczych dotarła taka prośba, szanse na widzenie byłyby niewielkie, wręcz zerowe. - Marcin P. ma status podejrzanego, jego żona - w tej samej sprawie również. W takich sytuacjach prokurator nie godzi się na widzenia - mówi nam Kruszyński.
Prezesowi Amber Gold postawiono sześć zarzutów, m.in. oszustwa znacznej wartości. Przyjęto, że działał on w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, czyniąc ze swojej działalności stałe źródło dochodu. Grozi za to do 15 lat więzienia. Jego żonie postawiono osiem zarzutów. Kobieta nie przyznała się do winy, udzieliła częściowych wyjaśnień. Zastosowano wobec niej dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju.
Szef Amber Gold siedzi w areszcie w Piotrkowie Trybunalskim od 19 października. Przewieziono go tam z aresztu w Gdańsku. To jedna z najnowocześniejszych tego typu placówek w Polsce. Marcin P. ma 24-godzinny monitoring, trzy posiłki dziennie i prawo do "wycieczki" po spacerniaku. W sali do dyspozycji ma stół, krzesło, szafkę i ubikację. W ciągu pierwszego tygodnia do łódzkiej prokuratury, która prowadzi śledztwo w sprawie Amber Gold, wpłynęło jedno podanie o widzenie się z Marcinem P. - Otrzymaliśmy takie pismo od jednego z członków rodziny. Jest rozpatrywane przez prokuratora prowadzącego sprawę. Ze względu na dobro śledztwa nie mogę ujawnić, kim jest ta osoba, ale nie jest to Katarzyna P. - żona osadzonego - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury. Według jego informacji od chwili osadzenia Marcina P. żona prezesa Amber Gold formalnie nie interesowała się losem swojego męża.