Trafił tam, bo kilkanaście dni temu śledztwo w sprawie Amber Gold przejęła Prokuratura Okręgowa w Łodzi. Początkowo miał zostać przewieziony z Gdańska do aresztu śledczego w Łodzi, przy ulicy Smutnej, ale okazało się, że tam może być problem ze skuteczną ochroną podejrzanego.
Ponieważ Marcin P. ma status aresztanta szczególnie chronionego, którego życie może być zagrożone, musi być pod całodobową obserwacją. Takie warunki zapewnia więzienie w oddalonym od Łodzi 45 kilometrów Piotrkowie Trybunalskim. Więzienie nazywane jest polskim Alcatraz.
Marcin P. przyjechał tam w specjalnym konwoju wczoraj o godzinie 12.35. Trafił do pawilonu, w którym przebywają najbardziej niebezpieczni więźniowie z całego kraju. Nim został osadzony w jednoosobowej 7-metrowej celi, porozmawiał z psychologiem i wychowawcą, a potem przeszedł badania lekarskie. Po nich zdążył jeszcze zjeść obiad.
- Zupę ogórkową, fasolkę po bretońsku z chlebem i kompot - wylicza podporucznik Jakub Białkowski, rzecznik prasowy piotrkowskiego aresztu. Na kolację Marcin P. miał chleb z szynką mieloną drobiową i herbatę. Piątek zakończył wieczornym apelem.
- Każdy dzień jego pobytu będzie identyczny - mówi por. Białkowski. - Rano apel, potem śniadanie. Później czas wolny, kolejny posiłek, kolacja i znów apel. Będzie miał prawo do jednego godzinnego spaceru dziennie. Będzie na nim sam, w specjalnym boksie. Ma prawo korzystać z więziennej biblioteki. Może mieć telewizor w celi - mówi oficer.
Nad bezpieczeństwem założyciela Amber Gold czuwać będą specjalne kamery, które obejmują miejsce do spania, kącik sanitarny i stolik do zajęć. Obraz z nich będzie monitorowany przez strażników przez 24 godziny na dobę. Przy każdym opuszczeniu celi i ponownym wejściu do niej będzie poddawany szczegółowym kontrolom.