Po artykułach "Wprost" pod nadzorem prokuratury dochodzenie w sprawie wszczęła warszawska policja na Mokotowie. - Kamil Durczok nie został jeszcze przesłuchany. W pierwszej kolejności muszą zostać wykonane zlecone i zaplanowane czynności procesowe (m.in. opinia chemiczna proszku znalezionego w mieszkaniu). Dopiero po ich zrealizowaniu prokurator podejmie decyzję o charakterze, w jakim będzie przesłuchiwany pan Durczok i inne osoby - mówi nam szef prokuratury na Mokotowie Paweł Wierzchołowski.
Dochodzenie trwa dopiero kilkanaście dni, ale już dzisiaj śledczy w anonimowych rozmowach mówią nam, że afery z tego nie będzie. - Po pierwsze, nikt Durczoka nie złapał z narkotykami w ręce albo gdy je zażywał. Poza tym tego białego proszku były śladowe ilości, a prawo nie jest od ścigania osób zażywających narkotyki, tylko dealerów i producentów narkotyków. Marne szanse na zarzuty są także za molestowanie podwładnych. Mimo medialnego szumu żadna poszkodowana się do nas nie zgłosiła. Poza tym historie, które tak szeroko opisuje "Wprost" nie podlegają pod kodeks karny. Jeśli wierzyć doniesieniom tygodnika, Durczok wypisywał tylko wiadomości do swoich koleżanek, ale trudno określić to jako prześladowanie. Moim zdaniem jego zachowania nie podlegają pod Kodeks karny i nie ma szans na skazanie. To jest ewentualnie sprawa dla sądu pracy - mówi nam śledczy znający kulisy sprawy.
Zobacz: TVN szuka nowego szefa Faktów? Kto mógłby zastąpić Durczoka?
Prawie dwa tygodnie temu "Wprost" opisał, jak z jednego z warszawskich apartamentów 16 stycznia uciekał szef "Faktów" TVN. Prawie miesiąc później (13 lutego) właściciel tego mieszkania wezwał do lokalu dziennikarzy "Wprost", którzy napisali, iż po pobycie Durczoka pozostały materiały pornograficzne, zniszczone telefony komórkowe i resztki substancji, które, jak się później okazało, były narkotykami. W mieszkaniu tym były również osobiste rzeczy, dokumenty i części garderoby należące do Kamila Durczoka. Z kolei przed tygodniem "Wprost" oskarżył Durczoka o molestowanie podległych mu pracownic. Dowodem miały być anonimowe relacje dziennikarek, które pracowały w TVN. Durczok jednoznacznie zaprzeczał. - Nigdy nikogo nie molestowałem - mówił w Durczok w TOK FM. Po publikacji zaczęła działać w TVN specjalna komisja, która sprawdza, czy faktycznie dochodziło do molestowania i mobbingu.
Koniecznie przeczytaj: Obrońca Kamila Durczoka mecenas Jacek Dubois: Większość zarzutów jest nieprawdziwa