- W sprawie Amber Gold mamy do czynienia z całym ciągiem zdarzeń, które świadczą albo o bezmyślności, albo o złej woli prowadzących sprawę prokuratorów, sędziów. Takie działania dyskwalifikują organy wymiaru sprawiedliwości w oczach opinii publicznej. To musi zostać dokładnie wyjaśnione - ocenia prof. Piotr Kruszyński, ekspert od prawa.
Komisja Nadzoru Finansowego w sprawie Amber Gold zawiadomiła prokuraturę w 2009 r. Ale już pod koniec stycznia 2010 r. prokurator Kijanko odmówiła wszczęcia śledztwa. - Analiza zawiadomienia o przestępstwie oraz załączonych dokumentów nie dała podstaw do wszczęcia śledztwa - argumentowała w piśmie, do którego dotarł Wprost.pl.
KNF odwołała się od tego postanowienia. W kwietniu 2010 r. Sąd Rejonowy Gdańsk-Południe nakazał prokuraturze jeszcze raz zbadać sprawę. - Prokurator w nieprawidłowy sposób ustalił stan faktyczny - stwierdził sędzia Andrzej Wojtaszko.
Prokurator Kijanko przesłuchała Marcina P. i... 18 sierpnia 2010 r. umorzyła dochodzenie. KNF odwołał się od tej decyzji. Sąd ponownie zdecydował o uchyleniu decyzji śledczej, przedstawiając długą listę zarzutów do jej pracy. Główny?
- Prokurator przesłuchał Marcina P. na poszczególne okoliczności wskazane w postanowieniu sądu, nie dokonał natomiast żadnej weryfikacji twierdzeń Marcina P., chociażby poprzez skonfrontowanie ich z dokumentami zgromadzonymi w sprawie - stwierdziła sędzia Dorota Zabłudowska.
A jej zdaniem zeznania Marcina P. są sprzeczne z zebraną dokumentacją! M.in. zabezpieczona w aktach faktura na zakup złota nie odzwierciedlała faktycznego zakresu prowadzonych lokat. Do tego Marcin P. zapewniał, że jego firma ma dochody, ale prokurator nie miał żadnych dokumentów, które by obrazowały te zyski.
Śledczy z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku badają, czy ich koleżanka z Wrzeszcza nie popełniła błędu.