To historia jak ze starego filmu kryminalnego. Kobieta sukcesu i posłanka PO oraz młody, przystojny agent podający się za biznesmena. Poznają się na kursie dla członków rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Z czasem znajomość się rozwija: wspólne spacery, kolacje, tańce i coś jeszcze...
- Prawił mi komplementy, obsypywał pocałunkami - opowiadała wczoraj w sądzie Sawicka. - Lubię młodych ludzi, lubiłam Tomasza, imponował mi. Ale nie chciałam przekroczyć pewnej granicy i prosiłam, by także on jej nie przekraczał - tłumaczyła.
Jak twierdzi Sawicka, agent "Tomek" był niewzruszony i twierdził, że "nie interesują go młode kobiety, że jako męż-czyzna nie potrafi być wobec niej obojętny". Jednak oprócz fascynacji tych dwoje łączyło coś jeszcze. Zdaniem prokuratury w zamian za 100 tys. zł Sawicka zobowiązała się pomóc agentom CBA podającym się za biznesmenów w wygraniu przetargu na atrakcyjną nieruchomość w Helu. W trakcie rozpoczynającego się procesu była posłanka zaprzeczała tym oskarżeniom. Mówiła, że czuje się zmanipulowana przez CBA, a wręczona w 2007 r. łapówka miała być pożyczką na kampanię wyborczą.
- Często dzwoniliśmy do siebie. Recytowałam mu wiersze Asnyka. On mówił, że tylko przy mnie może się tak rozluźnić. Myślę, że znakomicie wykorzystał wszystkie moje relacje jako matki i żony - opowiadała o szczegółach prowokacji łamiącym się głosem Sawicka. Kiedy kobieta nie wytrzymała, a z jej oczu popłynęły łzy - rozprawę przerwano do środy.
Beacie Sawickiej grozi 10 lat więzienia. Jest oskarżona o podżeganie i nakłanianie do korupcji oraz płatnej protekcji, a także o przyjęcie 100 tys. zł łapówki i powoływanie się na wpływy w organach władzy. O to samo oskarżany jest burmistrz Helu Mirosław W., który podczas wczorajszej rozprawy odmówił składania wyjaśnień.