Przypomnę. Po zwycięskich wyborach 2007 - Donald Tusk zaoferował Boniemu tekę ministra pracy. Ale krzyk się podniósł, bo potwierdziły się informacje, że Boni agentem był. Najpierw ten prominentny działacz Solidarności zaprzeczał. Ale wreszcie pod naciskiem premiera wyznał winę. Przyznał, że współpracował z SB, ale pod przymusem, pod szantażem. Prosił o wybaczenie i większość mu go udzieliła. Ministrem jednak nie został.
Być może wtedy jeszcze dobrze pamiętano, że nazwisko Boniego pojawiło się w 1992 roku na słynnej liście Macierewicza. Wówczas zaprzeczył agenturalnej przeszłości i pozwolił, by w jego, ówczesnego posła, obronie występowali najwybitniejsi - m.in. Jacek Kuroń. Wykorzystując tę porękę - na oszustwie - Boni zbudował swoją karierę w wolnej Polsce. I właśnie dlatego ministrem być nie powinien.