Zdjęcia wyciekły do mediów, po tym jak do GAZETY WYBORCZEJ zgłosił się anonimowy informator, twierdząc że pracował kiedyś w CBA. Były agent ujawnił kulisy pracy operacyjnej biura i przyniósł do redakcji zdjęcia robione przed jedną z akcji. Kim jest tajemniczy informator, gazeta nie zdradza. Były szef CBA mówi natomiast, że wie, kim on jest, jego personalia przekaże prokuraturze. Dodaje też, że mężczyzna ten został zwolniony ze służby i leczy się psychiatrycznie.
Co na temat sensacyjnej fotografii ma do powiedzenia agent Tomek? - To zdjęcie zostało wykonane wbrew mojej woli. Przełożeni osoby, która wykonała to zdjęcie, kazali je skasować, ale ten funkcjonariusz nie wykonał polecenia - zapewnia poseł PiS w rozmowie w TVP. W Kontrwywiadzie RMF FM dodaje, że sprawa jest już w prokuraturze. Kaczmarek złożył pięć zawiadomień o popełnieniu przestępstwa w związku z ujawnieniem zdjęć i informacji.
Dalej były agent tłumaczy, że w momenice kiedy zrobiono mu zdjęcie był "w bardzo dużym stresie, dużym napięciu" i przekonuje: - To była specyficzna sytuacja, byłem ostatnią osobą, która w CBA dysponowała tymi pieniędzmi przed akcją, musiałem to przeliczyć i wszystko sprawdzić, był to element przygotowania do akcji - przekonywał w RMF FM.. Pytany, dlaczego nie miał wtedy na sobie koszuli, z przekonaniem tłumaczy: - Nie chciałem jej zniszczyć.
- To była specyficzna sytuacja, byłem ostatnią osobą, która w CBA dysponowała tymi pieniędzmi przed akcją, musiałem to przeliczyć i wszystko sprawdzić, był to element przygotowania do akcji - powiedział Kaczmarek w "Kontrwywiadzie" RMF FM. Jak dodał, zdjął koszulę, bo był "mocno zestresowany". - Nie chciałem jej spocić - tłumaczy.
Choć argument wydaje się absurdalny, może coś w tym jest... W końcu pisaliśmy już na se.pl, że były agent ma zamiłowanie do drogich ubrań: nie szczędził na ekskluzywne garnitury, koszule czy krawaty. Za wszystko płaciło CBA, bo przecież były to jego "służbowe stroje". Widać wyjątkowo szanuje swoje kosztowne ubrania, dlatego i tym razem dbał, żeby nic się nie stało. Może powinniśmy się cieszyć, w końcu za wszystko zapłaciliśmy z naszych podatków?