Cała historia sięga 4 lipca 1998 r. Tomasz Kaczmarek, wówczas policjant z wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu, kieruje nieoznakowanym, wartym około 200 tys. zł chryslerem neonem. Nagle na skrzyżowanie na czerwonym świetle wjeżdża toyota, która nie przepuszcza pędzącego z prawej strony Kaczmarka. Jego chrysler z ogromnym impetem wbija się w toyotę. Na miejscu ginie kobieta, pasażerka toyoty, a przyszły agent Tomek ma dwie połamane nogi.
Kaczmarek staje przed sądem. Wyrok? Współwinny wypadkowi drogowemu, bo znacznie przekroczył prędkość. Wskazówka prędkościomierza w chwili tragedii zatrzymała się na 160 km/h. Ale Kaczmarek mimo wyroku pozostaje w czynnej służbie. Przestępstwo jest nieumyślne, a w dodatku wrocławski policjant cieszy się dobrą opinią u przełożonych.
Jednak dziś, mimo zatarcia wyroku i tego, że od zdarzenia minęło już 15 lat, agent Tomek wciąż nie może się pozbierać po tamtej straszliwej tragedii. - Miałem wtedy tylko 22 lata. Bardzo przeżywałem i do dziś przeżywam ten wypadek, w którym zginęła młoda kobieta. To dla mnie bardzo traumatyczne przeżycie i gdybym mógł cofnąć czas i miał taką moc, to zrobiłbym wszystko, aby do tamtej tragedii nie doszło. Do dziś sumienie mnie dręczy i gryzie w związku z tamtym zdarzeniem. Wielokrotnie pamięcią wracam do tamtego tragicznego dnia i słyszę ten huk pogiętej blachy samochodowej. To straszne . Wciąż nie mogę się z tamtego zdarzenia otrząsnąć - opowiada Kaczmarek.
Zobacz więcej: Tomasz Kaczmarek: Bierzemy ślub w czerwcu!