– To siedemnaste upamiętnienie w ramach projektu „Zawołani po imieniu” zorganizowane przez Instytut Pileckiego. „Zawołani” to Polacy zamordowani przez Niemców za pomoc Żydom w czasie Zagłady. Ich losy przez lata nie miały szansy wybrzmieć w pamięci zbiorowej, rzadko wspominano o nich w polskich i międzynarodowych dyskusjach o historii. Dokumenty i świadectwa pozostawały nieznane i rozproszone w archiwach, ślady materialne stopniowo ulegały zniszczeniu. Dziś dopiero pamięć o nich, utrwalona w przekazach rodzin i wspólnot lokalnych, dociera do wszystkich i staje się naszą wspólną sprawą – objaśnia Wojciech Kozłowski, dyrektor Instytutu Pileckiego.
O poświęceniu i śmierci Domańskich przypomina teraz tablica przed Kaplicą Pamięci w Rzążewie. Domańscy prowadzili duże gospodarstwo rolne. We wsi i okolicy dobrze o nich mówiono, znani byli ze swej pracowitości i życzliwości wobec innych. Pod koniec sierpnia 1942 r. Niemcy zaczęli likwidować okoliczne getta. Niektórym Żydom udało się uciec. – Pomimo grożącej kary śmierci Domańscy zdecydowali się pomóc kilku, a może nawet kilkunastu zbiegom, prawdopodobnie z getta w Mordach. W jednej ze swoich stodół, w Kolonii Wielgorz, razem z uciekinierami zbudowali podziemny schron, w którym ich ukryli. Pod osłoną nocy dostarczali im żywność. W zamian za pomoc Żydzi, przy zachowaniu ostrożności, pomagali w pracach na roli. Zostali jednak zauważeni. Do Domańskich zaczęły docierać ostrzeżenia, że wzbudzają zainteresowanie niemieckiej żandarmerii. – Piotr wielokrotnie namawiał synów, by dla własnego bezpieczeństwa wyjechali z Rzążewa. Oni jednak zdecydowali się zostać z 76-letnim ojcem – opowiada Marcin Panecki, historyk z Instytutu Pileckiego.
8 kwietnia 1943 r. – wskutek donosu – do gospodarstwa Domańskich przyjechała żandarmeria niemiecka. Piotra, Antoniego i Franciszka okrutnie pobito, a następnie furmanką przewieziono pod las i zastrzelono. Przy egzekucji obecny był sołtys wsi. Piotr w dniu egzekucji miał 77 lat, jego synowie – Franciszek 37 i Antoni 31. Ich ciała pochowano na cmentarzu w Zbuczynie. Dwa dni później zadenuncjowano innego mieszkańca wsi Rzążewo. Swoje gospodarstwo prowadził Władysław Borkowski (ur. 1902 r.). Na stronie internetowej Kaplicy Pamięci w Rzążewie napisano: „Jego dom znajdował się na uboczu wsi, nieopodal lasu. Mieszkał tam razem z żoną Marianną i trójką dzieci. Władysław ukrywał u siebie trzy osoby pochodzenia żydowskiego, ze Zbuczyna. Przebywali oni w kryjówce pod oborą oraz częściowo w domu. Jego syn Jan opowiada: „Żydzi byli u nas jakieś dwa, trzy miesiące i jak policja zaczęła szperać i ojca ostrzegli, to ojciec dał im wymówienie (…). Osoby te ukryły się następnie w ziemiance w lesie razem z pewnym Rosjaninem. Bliższe okoliczności nie są znane. Jednak po pewnym czasie wszyscy zostali pochwyceni. Po przesłuchaniu Rosjanin, który ukrywał się razem z Żydami, wydał ich wcześniejsze miejsce schronienia i wskazał gospodarstwo Władysława Borkowskiego. Żydów przywiązano do drzewa i rozstrzelano. Żandarmi pojechali do Borkowskich, którzy akurat pracowali w polu. Niemcy zaprowadzili Władysława w stronę domu, a następnie w stronę lasu...”.
Projekt „Zawołani po imieniu” swą nazwą nawiązuje do wiersza Zbigniewa Herberta „Pan Cogito o potrzebie ścisłości”, w którym poeta wzywa do precyzyjnego oszacowania liczby ofiar „walki z władzą nieludzką”. Instytut Pileckiego rozpoczął swój projekt w Sadownem 24 marca 2019 r., w Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką.