Andrzej B. (†32 l.) od samego początku potrafił zaimponować pochodzącej z ubogiego domu nastolatce nie tylko tym, że miał pieniądze i liczył się wśród półświatka Sanoka. Był także czuły, nie tylko dla niej, ale i psów, które oboje tak kochali.Po szturmie policyjnych antyterrorystów na położone na trzecim piętrze bloku mieszkanie, w dużym pokoju znaleziono zwłoki nie tylko jej i jego, ale także martwą Kasjopeę, czarną jak smoła sukę rasy shar pei. Mieli czaszki roztrzaskane kulami z broni palnej. Andrzej B. najpierw zastrzelił swą narzeczoną, potem psa, a na końcu siebie. – Kiedy i jak dokładnie doszło do tragedii, będziemy mogli odpowiedzieć dopiero po czynnościach śledczych – zastrzega Wiesława Basak, zastępczyni szefa Prokuratury Okręgowej w Krośnie.
Poznali się niecałe dwa lata temu. Andrzej B. miał za sobą dwa nieudane związki i dwie córki – 8-letnią i kilkumiesięcznego oseska. Jak twierdzą jego znajomi, Kamila miała jedynie uprzyjemnić mu gorycz rozstania. Stało się jednak inaczej i stali się parą. Dziewczyna wyprowadziła się z rodzinnego domu w Lesku do mieszkania wynajmowanego przez jej mężczyznę w Sanoku. Nie przeszkadzała jej ani kryminalna przeszłość kochanka, karanego za narkotyki i rozboje, ani jego podejrzane interesy. – Chodzili razem na spacery. Byli zgodni i sympatyczni. Drobna, uśmiechnięta. Wyglądała młodziej niż w rzeczywistości – opowiada sąsiadka. Gdy przez kilkanaście godzin siedzieli w zabarykadowanym domu, nawet na chwilę nie pojawiła się w oknie.
– Miała możliwość opuszczenia domu – zapewnia kom. Paweł Międlar z KWP w Rzeszowie. – Nie zrobiła tego.
Gdy do mieszkanie wtargnęli policjanci, oboje już nie żyli. Czy dobrowolnie zgodziła się na śmierć? Tego się nigdy nie dowiemy.