Nie musiało dojść do tej tragedii! Wystarczyło, żeby urzędnicy przesiedlili błagającą o nowe mieszkanie rodzinę Janulisów. Od lat mieszkała w rozpadającym się, przeznaczonym do rozbiórki domu komunalnym. W budynku, który od dwudziestu lat nie widział ekipy remontowej, wszystko działało na słowo honoru. W końcu w mieszkaniu zaczął się ulatniać gaz. Doszło do tragedii.
- Alanek poszedł rano położyć się do łóżka taty. Chciał się do niego przytulić. Daria spała na łóżku piętrowym. A ja z mamą usiadłyśmy wypić kawę za piecem kaflowym - mówi, drżąc z rozpaczy Aldona Janulis (30 l.).
I właśnie w tym momencie domem wstrząsnęła eksplozja. Wybuch był tak silny, że pana Mariusza, który palił się żywcem, wyrzuciło na ulicę. Budynek zamienił się w pochodnię. Alanek z popaloną twarzą i rączkami rozpaczliwie wołał o pomoc. Poparzona Daria nie mogła nawet krzyczeć. Kobiety uchronił przed falą uderzeniową i płomieniami piec kaflowy. Rozpaczliwie ratowały dzieci.
Stan Mariusza Janulisa był tak poważny, że najpierw helikopterem, a potem samolotem został przewieziony do szpitala w Gryficach. Dzieci leżą na oddziale intensywnej terapii w Olsztynie.
- Boże, błagam, nie zabieraj mi ich! Pomóżcie mi ratować męża i moje kochane skarby - pani Aldona nie jest w stanie powstrzymać łez. Całe godziny spędza przy łóżkach poparzonych dzieci. Daria ma bardzo głęboko spalone plecy, rączki, piersi i krocze. Alanek ma poparzenia trzeciego stopnia twarzy, ramion i rąk.
Teresa Stefańska (59 l.) załamuje ręce nad losem wnuków i zięcia. - Przecież tyle razy alarmowaliśmy władze miasta o stanie domu. Błagaliśmy o przekwaterowanie. A urzędnicy kazali nam tu mieszkać. Chyba, żebyśmy zginęli - mówi załamana kobieta.
Już wiadomo, że powodem wybuchu była nieszczelna instalacja gazowa. Sprawę bada prokuratura. Miasto obiecało pomóc pogorzelcom. Jednak burmistrz Ostródy nie poczuwa się do odpowiedzialności za tę tragedię. Służby miejskie zaraz po pożarze rozebrały dom aż do fundamentów.