- Niektórzy nie wróżyli nam wspólnej przyszłości, szczególnie ludzie z mojego środowiska. Ale jak człowiek kocha, to nie zważa na to, co mówią inni. Ja niczego nie kalkulowałam, poszłam za głosem serca - opowiada Marietta, która po studiach prawniczych i radcowskiej aplikacji prowadzi własną kancelarię.
Gdy się poznali, ona siedziała jeszcze z nosem w uczonych księgach z paragrafami, a on wylewał siódme poty na siłowni. Ona szykowała się do kariery radcowskiej, a on na zawodach przeciągał TIR-y, dźwigał kamienne kule, przewracał opony. I rzeźbił umięśnione ciało. Ale i ona, i on od pierwszej chwili nie mieli żadnych wątpliwości, że są sobie przeznaczeni.
- W styczniu 2008 roku poznaliśmy się przez znajomego. Od razu coś zaiskrzyło. Potem bez przerwy gadaliśmy przez telefon. A gdy spotkaliśmy się po raz drugi, spędziliśmy już ze sobą cały weekend - mówi Piotr. Dwa miesiące później poprosił Mariettę o rękę, a ona powiedziała "tak". Pobrali się, mają syna Natana (3 l.), są szczęśliwi. Ciekawe w czyje ślady pójdzie mały? - Dopilnuję, żeby skończył studia, a potem będzie miał wolny wybór - śmieje się Marietta.