Ta historia o mały włos nie skończyła się tragicznie. W marcu ubiegłego roku do drzwi Ireneusza Champlewskiego (85 l.) zapukał jego wnuk Mariusz. Starszy pan początkowo nie chciał wpuścić go do mieszkania. - Wcześniej mnie okradł, dlatego nie chciałem go widzieć - wspomina. - Ale zapewniał, że przyszedł zwrócić dług...
Na swoje nieszczęście starszy pan uwierzył. Bo jak tylko Mariusz C. znalazł się w środku, z miejsca rzucił się na pana Ireneusza i zaczął go dusić. Właściciel mieszkania stracił przytomność. Wtedy jego wnuk zaczął przetrząsać szafki w poszukiwaniu pieniędzy. Znalazł tysiąc złotych. - Kiedy chował je do kieszeni, ja się ocknąłem - opowiada Champlewski. - Gdy to zobaczył, chwycił za nóż, podciął mi gardło i uciekł.
Zakrwawiony pan Ireneusz ostatkiem sił zdołał zadzwonić po pogotowie. Trafił do szpitala, gdzie lekarze uratowali mu życie. Tymczasem jego wnuk został zatrzymany i usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa. Groziło mu za to nawet dożywocie. Ale kiedy stanął przed łódzkim sądem, ten nieoczekiwanie zmienił ciążący na nim zarzut - z próby zabójstwa na uszkodzenie ciała. Dlaczego? Tego nie wiadomo, bo prowadzący proces sędzia Przemysław Zabłocki wyłączył jego jawność, uzasadniając to... ważnym interesem prywatnym oskarżonego.
Mariusz C. mógł liczyć też na łaskawość sądu już podczas ogłaszania wyroku. Zamiast spędzić w więzieniu długie lata, będzie tam przebywał w sumie 38 miesięcy, bo uwzględniając okres aresztowania, tyle zostało mu do odsiadki. No chyba że sąd drugiej instancji podważy ten rażąco niski wyrok, bo zszokowany łaskawością Temidy prokurator już zapowiedział apelację.