Były prezydent przyznał, że przed rozpoczęciem ceremonii nie raz zakręciła mu się łza w oku. Zdradził też, że przeraził się, gdy zobaczył tłum paparazzi stojących przed wejściem do świątyni. - Miałem dramat w oczach - powiedział. - Gdyby nie pomoc wielu ludzi i ochrony, nie wiem, czy by się udało - mówił, opowiadając o tłumach paparazzi przed wejściem do kościoła. Dodał jednak, że ich obecność była dla niego zrozumiała. Mniej podobało się to "młodym". - Powiedziałem im: Nie ma kraju na świecie, w którym, kiedy jest ożenek córki byłego prezydenta ze świetnym muzykiem, odbywa się to bez echa. To jest cena za popularność, za własny talent.
Kwasniewski, opisując samą ceremonię, mówił, że momentów wzruszeń było bardzo wiele. - Jednym z nich było na przykład kazanie ojca Lecha, franciszkanina. Bardzo niekonwencjonalne, bo choć w treści proste, o miłości, to w formie niebanalne - wspominał.
Były prezydent był spokojny o to jak wypadnie podczas chwili gdy będzie prowadził swoją córkę do ołtarza. Jak sam powiedział "Wyszło nam to spontanicznie, ale nie było też bardzo trudne. Raczej baliśmy się, że możemy ulec wielkiemu wzruszeniu, a ponieważ ten tłum paparazzi tak bardzo nas ostudził we wzruszeniach na wstępie, właściwie wykonaliśmy to bardzo precyzyjnie technicznie".
Dodał również, że gdy zobaczył Aleksandrę w sukni ślubnej przed ceremonią "wpadł w olśnienie".
Kwaśniewski nie szczędził równiez ciepłych słów bod adresem swojego zięcia: "Jestem pod wrażeniem. To jest niezwykle utalentowany człowiek. Na scenie jest bardzo przebojowy, to zwierzę sceniczne".
Świeżo upieczony teść miał okazję na weselu zobaczyć, jak w występie na żywo prezentuje się mąż jego córki. Jak przyznał, ostatnio słucha ze względu na niego więcej muzyki.
Były prezydent uważa, że nie powinien mieć problemów ze znalezieniem odpowiedniej formuły do komunikowania się z zięciem. "Nie będzie przecież mówił do mnie "panie prezydencie". Pewnie "tato", no jak ma inaczej mówić. Albo przejdziemy "na ty".