Śledczy postanowili umorzyć śledztwo przeciwko Kwaśniewskim z powodu braku wystarczających dowodów. Okazuje się jednak, że mimo to były prezydent nie zachowywał się uczciwie. Skąd to wiadomo? Jak informuje gazeta.pl, po słynnych nagraniach rozmów Józefa Oleksego (67 l.) z Aleksandrem Gudzowatym (75 l.), gdzie jest mowa o finansach prezydenckiej pary, prokuratorzy bardzo dokładnie zaczęli prześwietlać zeznania Kwaśniewskiej z ZUS oraz oświadczenia majątkowe. Dochody Jolanty nie wzbudzały podejrzeń. Natomiast zarobki byłego prezydenta w 2006 roku były mocno zróżnicowane i rosły w szybkim tempie. Jednocześnie źródło ich pochodzenia nie było znane. Gdy sprawą zainteresował się urząd skarbowy, pełnomocnik Kwaśniewskich złożył dokumenty mające świadczyć o tym, że pieniądze pochodziły z wynagrodzenia za uczestnictwo w sympozjach i konferencjach w Wiedniu, Lagos, Pradze i Waszyngtonie. Zdaniem skarbówki Kwaśniewski miał zarobić na nich 885 tys. zł, ale w rozliczeniu podatkowym zaniżył swoje dochody. Ile chciał ukryć przed fiskusem? Tego śledczy nie ujawnili. Informują tylko, że w 2008 r. były prezydent zrobił korektę swojego zeznania podatkowego i zapłacił zaległe podatki wraz z odsetkami.
A co ze słynną willą w Kazimierzu, która miała być koronnym dowodem przeciwko byłemu prezydentowi? Prokuratura twierdzi, że spektakularna akcja CBA z agentem Tomkiem w roli głównej nie dostarczyła żadnych przekonujących dowodów przeciwko Kwaśniewskim.
"W śledztwie wyczerpano możliwości dowodzenia. Należy podkreślić brak jakiegokolwiek materiału dowodowego idącego dalej niż poszlaki" - napisał prokurator, umarzając sprawę.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail