Alfabet Ludwika Dorna - kim naprawdę jest Ludwik Dorn

2010-12-21 15:39

Czy niedyspozycja w Sejmie spowodowana filipińskim wirusem przeszkodzi Ludwikowi Dornowi w powrocie do wielkiej polityki? Były marszałek Sejmu, a ostatnio PiS-owiec na wygnaniu, wznowił współpracę z Jarosławem Kaczyńskim i dostał obietnicę "jedynki" na liście w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Teraz wszystko może wziąć w łeb.

Czwartkowe wygibasy sprawiły, że Dorn znów stał się obiektem kpin Polaków. NIe po raz pierwszy zszokował słowem lub zachowaniem. Oto subiektywny przegląd "Dornowego alfabetu".

A - jak alkohol.

W jednym z wywiadów przyznał, że doskwiera mu brak służbowego kierowcy, bo za kołnierz nie wylewa. No faktycznie. Nie wylewa...

A - jak alimenty.

To one poróżniły Dorna z Jarosławem Kaczyńskim i zaprowadziły obu panów na salę sądową. Prezes PiS zarzucił Dornowi, że uchyla się od płacenia alimentów. Ten zaś tłumaczył, że chciał tylko obniżyć ich wysokość. Bo mało zarabiał jako poseł...

Przeczytaj koniecznie: Ludwik Dorn powinien odejść! Polacy mają dość dziwnych zachowań polityków w Sejmie

B - jak bajki.

Pisanie bajek dla dzieci to jedno z ulubionych, pozazawodowych zajęć Dorna.

C - jak chłystek.

Kilka lat temu Dorn obraził naszego kolegę z redakcji Piotra Krysiaka, nazywając go chłystkiem. Krysiak pozwał go do sądu i proces wygrał.

D - jak dziennikarze.

Nigdy nie darzył ich szczególną sympatią. Ostatnio zarzucił im, że zachowują się w stosunku do niego "nałaźliwie". Zaś o dziennikarzu "Finacial Times" powiedział kiedyś - "skłamał jak bura suka".

E - jak eunuchy.

W ten sposób określił najbliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego. Gwoli ścisłości przypominamy: przez całe lata najbliższym współpracownikiem prezesa był sam Dorn

G - jak Gawryluk Dorota.

Kilka lat temu ostentacyjnie opuścił studio, trzasnął drzwiami i zagroził dziennikarce (wówczas TVP), że wywali ją z pracy. Co go tak rozwścieczyło? Nie chciał wystąpić w jednym programie z... wicepremierem (tego samego rządu) Romanem Giertychem.

Patrz też: Ludwik Dorn pijany w Sejmie? Marszałka dopadł wirus choroby filipińskiej? VIDEO

K - jak Kaczyński Lech.

Jako jeden z niewielu prawicowych polityków źle oceniał prezydenturę Lecha Kaczyńskiego. - Dostrzegam jej rzeczywiste osiągnięcia, ale generalnie uważam ją za nieudaną - tłumaczył.

L - jak lekarze.

To jedna z wielu grup zawodowych, z którymi Dorn miał na pieńku. Najpierw straszył ich wzięciem w kamasze, a potem pytał: pokaż, lekarzu, co masz w garażu.

N - jak nogawki.

Były utrapieniem telewizyjnych realizatorów, którzy nie wiedzieli, jak pokazywać Dorna, by w oczy widzów nie rzucały się zbyt krótkie nogawki.

O - jak "ogórki".

Tuż po rozstaniu się Dorna z PiS Joachim Brudziński nazwał go wyleniałym wezyrem i odesłał do... kiszenia ogórków. Dziś - kiedy PiS znów zaczęło z Dornem współpracować - Brudziński mówi o nim, że to jeden z najbardziej interesujących intelektualnie polityków.

P - jak pies.

Był pierwszym marszałkiem, który przyprowadził do Sejmu psa. W ten sposób suka Saba stała się najsłynniejszym zwierzakiem IV RP. I choć Tadeusz Cymański tłumaczył, że "każdy pies ma prawo raz w życiu zobaczyć miejsce pracy swojego pana" - tak opozycja grzmiała, że Sejm zszedł na… psy.

S - jak sułtan.

Czyli - według Dorna - prezes Prawa i Sprawiedliwości

T - jak trzeci bliźniak.

Przez wiele lat - mimo różnicy wzrostu - uchodził za trzeciego bliźniaka braci Kaczyńskich. Zwłaszcza z Jarosławem łączyły go bliskie więzi. Po odejściu z PiS Dorn przejrzał na oczy i wypalił, że "partia została sprywatyzowana przez dwóch braci". Że jest "gospodarstwem rodzinnym, dodatkiem do ich stanu posiadania". Teraz Dorn z tym gospodarstwem rodzinnym znów zaczął współpracować. Ciekawe w jakiej roli? Woźnego, dozorcy?

W - jak wykształciuchy.

W ten sposób Dorn określił widzów "Szkła kontaktowego" i elity krytykujące IV RP. Zwrot ten na dobre zadomowił się już w politycznym słowniku.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają