Nie wiadomo, jak zgnilec amerykański trafił do Szczecinka, na zadawanie pytań nie ma teraz czasu. Trwa walka z plagą, która może łatwo rozprzestrzenić się na cały kraj. Służby weterynaryjne badają i nakazują zniszczenie wszystkich zainfekowanych uli. - Niektórzy pszczelarze nie zgłaszają przypadków choroby, choć mają taki obowiązek - mówi Marek Kubica (42 l.), szczecinecki powiatowy lekarz weterynarii. - A dzieje się tak dlatego, że część z nich w ogóle nie rejestruje swoich pasiek. Mamy więc problem, a ta choroba dla pszczół jest bardzo groźna.
W Szczecinku i okolicy trzeba było już spalić ponad 100 uli, a to nie koniec. - Moje ule też są zagrożone. Chorobę przenoszą same pszczoły, a my jesteśmy w strefie zagrożenia. Mogę stracić ule - mówi Jan Klimkiewicz (67 l.) z Gwdy Małej, który choć jest pszczelarzem od 30 lat, z taką dramatyczną sytuacją spotkał się po raz pierwszy.
Szczecineccy pszczelarze załamują ręce, bo mają świadomość, że przez zgnilca amerykańskiego pszczołom grozi zagłada. Ich brak będzie miał katastrofalny wpływ na przyrodę. Nikt ich nie zastąpi przy roznoszeniu kwiatowego pyłku. Będziemy musieli się też pożegnać z naturalnym miodem.