Odkąd wyciekła informacja o chorej prostytutce, która przez kilka lat mogła zarazić nawet kilkanaście tysięcy swoich klientów, w Trójmieście wrze. Mężczyźni, którzy korzystali z jej usług, robią badania krwi. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że do Prokuratury Rejonowej w Gdyni zgłosiło się już ponad 10 pokrzywdzonych przez "Analną Malinkę". Najgorsze jest to, że nikt nie wie, gdzie jest ta kobieta. Podobno dała ogłoszenie na jednym z portali internetowych, w którym oferuje usługi seksualne. "Zadzwoniłem i umówiłem się pod wskazanym adresem. Pojechałem w ciemno, bo nie było zdjęć w ogłoszeniu. Drzwi otworzyła mi Kasia. Już nie jest blondynką. Przefarbowała się na ciemny kolor. Znam ją, na szczęście tylko z widzenia, gdy odwiedzałem jej koleżankę na innej domówce. Zrezygnowałem, a ona się zmieszała" - napisał na forum erotycznym jeden z klientów agencji towarzyskich. Śledczy nieoficjalnie przyznają, że i do nich dotarły sygnały o tym, że chora prostytutka wróciła do seksbiznesu, ale na razie się nie potwierdziły.
Policja podkreśla, że monitoruje trójmiejskie przybytki uciech. - Policjanci regularnie kontrolują tego typu miejsca. Sprawdzamy, czy osoby, które tam przebywają, są w Polsce legalnie i z własnej woli. W sytuacji gdy dochodzi do przestępstwa, natychmiast reagujemy - tłumaczy kom. Maciej Stęplewski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.