Andrzej B. miał na swoim koncie serię przestępstw, pobicie, jazdę po pijanemu, znieważenie policjantów i sądu. Najczęściej wpadał jednak za handel narkotykami.
– Prochy pochłaniały go coraz bardziej, sam nieraz był pod ich wpływem. Miał tyle amfy, że przez dwa tygodnie mógłby się tym żywić. Kiedy był na haju, wtedy nieźle mu odbijało. Raz wyjechał na święta z domu, zostawiwszy odkręcony kran. Na piętrach pod nim sąsiedzi mieli potop – wyznali sąsiedzi Andrzeja B.
Zanim zaczął się przewijać w policyjnych kartotekach studiował w USA. Jego zmarły ojciec był wysokiej rangi milicjantem. Andrzej B. jednak zamiast kariery w policji wybrał luksusy i życie gangstera.
Siedem lat temu kupił 50-metrowe mieszkanie. Zamieszkał w nim z pierwszą żoną. Mieli córkę. Małżeństwo szybko skończyło się rozwodem. Kilka miesięcy później ożenił się po raz drugi, drugi raz został ojcem i drugi raz się rozwiódł. Znajoma Andrzeja B. przyznała, że często podnosił rękę na swoją żonę. - Miał nawet wyrok za jej pobicie - powiedziała.
Po kolejnym rozwodzie pocieszył się 15-latką. Kamila M. zakochała się w gangsterze, rzuciła szkołę i zamieszkała z nim. Po dwóch latach, podczas policyjnej obławy, związku zginęła z rąk ukochanego.
ANDRZEJ B., bandyta z SANOKA: PROCHY pochłaniały go coraz bardziej
Andrzej B. mógł iść śladami ojca. Wybrał jednak inną drogę. Przestępstwa, pobicia, jazda pod wpływem alkoholu, znieważenie policjantów i sądu, handel narkotykami, luksusy, drogie samochody - właśnie tego nie brakowało w życiu bandyty z Sanoka. - Prochy pochłaniały go coraz bardziej. Miał tyle amfy, że przez dwa tygodnie mógłby się tym żywić - powiedzieli mieszkańcy bloku na ulicy Cegielnianej. - Kiedy był na haju, wtedy nieźle mu odbijało. Raz wyjechał na święta z domu, zostawiwszy odkręcony kran. Na piętrach pod nim sąsiedzi mieli potop - dodali.