Mężczyzna zmarł w czwartek późnym wieczorem w szpitalu przy ul. Szaserów. Jego stan od dłuższego czasu był bardzo ciężki. Miał poparzone 60 proc. ciała, lekarze próbowali utrzymywać go przy życiu w stanie śpiączki farmakologicznej. Niestety, nie udało się...
>>> Mój syn musiał pożyczyć pieniądze, aby jechać się spalić
Zdesperowany, 56-letni mężczyzna podpalił się pod Kancelarią Premiera 12 czerwca. Najpierw spacerował, potem usiadł na ławce niedaleko Łazienek Królewskich. Według związkowców, którzy w tym czasie pikietowali pod KPRM, nagle zaczął oblewać się jakimś płynem z butelki. - Myśleliśmy, że to woda. A on nagle zapłonął. Palił się jak żywa pochodnia – opowiadali związkowcy. Na ratunek rzucili się funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu. Zaczęli w kilku gasić go kocem. Po chwili pojawiła się policja i karetka pogotowia. W stanie ciężkim mężczyzna trafił do szpitala przy ul. Szaserów.
Jak mówiła jego najbliższa rodzina, powodem desperackiej decyzji była sytuacja materialna mężczyzny. Andrzej F. mieszkał z żoną w Kielcach. Kilka lat temu pracował na budowie, ale miał uraz kręgosłupa i nie mógł znaleźć innej pracy. Jego żona również niedawno straciła pracę. W ostatnim czasie żyli za 529 złotych zasiłku. Ostatnio był zarejestrowany jako bezrobotny.