- Widziałem się z nim ledwo w czwartek. Nic nie wskazywało, że może stać się coś złego. Wyglądał na mocno zmęczonego, ale to po długiej podróży. W piątek minęliśmy się w biurze. Wyszedłem, a już o godzinie 16 zadzwonili do mnie z tą koszmarną wiadomością - opowiada nam Janusz Maksymiuk (64 l.), wieloletni współpracownik i najbliższy przyjaciel Leppera.
W siedzibie Samoobrony w Warszawie przy Al. Jerozolimskich 30 ktoś z członków rodziny wszedł wczoraj przed godziną 16 do gabinetu Leppera i zobaczył wiszące ciało wicepremiera. Natychmiast zawiadomiono policję i pogotowie. Mimo prób lekarzy było już za późno na ratunek.
Policja od początku wskazywała na samobójstwo, jako przyczynę śmierci. - Nie ma żadnych informacji, które mogłyby wskazywać na udział osób trzecich - powiedział Marcin Szyndler, rzecznik stołecznej policji.
Andrzej Lepper wycofał się ostatnio z życia publicznego. W 2007 r. jego partia poniosła klęskę wyborczą. W 2010 startował w wyborach prezydenckich i zdobył ponad jeden procent głosów. Od tamtego czasu sporadycznie pojawiał się w mediach. Okazją były jego kolejne rozprawy i decyzje prokuratorów.
W tym czasie myśli zaprzątała mu choroba syna Tomasza (32 l.), który po zatruciu pokarmowym ma zniszczoną wątrobę. Tomasz Lepper kilka miesięcy przebywał na oddziale intensywnej terapii. Ciągle czeka na przeszczep wątroby. Jak się dowiedzieliśmy, stan syna Leppera określany jest jako "stabilny". Jest w domu. Według naszych informacji Andrzej Lepper był bardzo zaangażowany w jego leczenie. Ostatnio zaczął szukać ratunku w medycynie niekonwencjonalnej. Zadłużał się też ponoć u znajomych, by zdobyć pieniądze na leczenie dziecka...