- Napisałem dla niego ten dokument. Chciał iść do prokuratury, przygotowywać się do ponownego procesu. Do tego planował wiele spotkań politycznych, biznesowych, które miały się odbyć w ciągu następnych kilku tygodni. On planował przyszłość, nie popełnił samobójstwa - przekonuje nas Janusz Maksymiuk (64 l.), jeden z najbliższych współpracowników Leppera.
Oto ostatni podpis Andrzeja Leppera. Publikujemy dokument, który w piątek, w dniu śmierci Leppera, miał trafić do łódzkiej prokuratury.
- Kilka dni przed śmiercią poprosił mnie, abym przygotował wniosek o udostępnienie akt z seksafery. Odwołał się przecież od wyroku i chciał się przygotowywać do skutecznej obrony. Dokument sporządziłem w środę, 3 sierpnia, a Andrzej podpisał go w czwartek, kilkanaście godzin przed śmiercią - opowiada nam Maksymiuk.
Maksymiuk: To niedorzeczne! To nie było samobójstwo!
Przypomnijmy, że wyrokiem sądu pierwszej instancji Lepper został skazany za seksaferę na dwa lata i trzy miesiące więzienia. Odwołał się od niego. I pismo do śledczych jest ewidentnym dowodem na to, że jeszcze dzień przed śmiercią planował walczyć o swoje dobre imię.
- Jak to możliwe, że jednego dnia każe przygotować wniosek, drugiego go podpisuje, a trzeciego, jak się powszechnie twierdzi, ma popełnić samobójstwo? To przecież niedorzeczne! To nie było samobójstwo. Po co miałby planować nadchodzące tygodnie, skoro chciał się zabić - argumentuje Maksymiuk.
I dopowiada, że w ostatnich dniach szef Samoobrony zachowywał się normalnie. - Wychodził na prostą życiową. Jego syn wybudził się ze śpiączki, miał coraz stabilniejszą sytuację finansową, przygotowywał się do wyborów - podsumowuje.
Pismem zapewne zainteresuje się prokuratura badająca okoliczności śmierci Andrzeja Leppera.