Andrzej M. jest funkcjonariuszem policji od grudnia 1997 r. Przez kilka lat był oddelegowany do MSWiA i pracował tam jako szef Centrum Projektów Informatycznych. Po tym, jak wrócił do pracy w policji, został zatrzymany przez CBA. Jest podejrzany o przyjęcie 5 mln zł łapówki. Grozi mu do 10 lat więzienia.
Od października ub. roku Andrzej M. siedzi w areszcie. Mimo ciężkich zarzutów policjanci nie usunęli go ze swoich szeregów. - Wszczęliśmy wobec niego postępowanie dyscyplinarne. Żeby go zwolnić, rzecznik dyscypliny KGP musi mu bezpośrednio w celi przedstawić powody zwolnienia.
Staramy się o taką zgodę na widzenie w prokuraturze. Na razie jest zawieszony - mówi rzecznik KGP Mariusz Sokołowski. Andrzej M., siedząc w areszcie, dostaje co miesiąc połowę pensji (3-4 tys. zł), a codzienne wizyty na spacerniaku wliczają mu się do stażu pracy. Nasi informatorzy podają jeszcze jeden powód zwłoki w zwolnieniu podejrzanego policjanta. - 29 grudnia osiągnie uprawnienia emerytalne. Jeśli do tego czasu nie zostanie wyrzucony, do końca życia będzie dostawał policyjną emeryturę - mówi jeden z policjantów.
Śledczy są oburzeni. - Po postawieniu zarzutów powinien być od razu zwolniony. To skandal, że przez pół roku w areszcie dostał 20 tys. zł pensji! - mówi nam jeden z oficerów służb rozpracowujących teleinformatyczną aferę.