Andrzej Urbański

i

Autor: Michał Niwicz

Andrzej Urbański: Tusk powinien przyznać się do błędu

Kto zawinił i jakie są konsekwencje wprowadzenia w życie ustaleń pakietu klimatycznego ocenia polityk PiS.

"Super Express": - W weekend Donald Tusk i Jarosław Kaczyński w spektakularny sposób w korespondencyjnym dialogu przerzucali się odpowiedzialnością za konsekwencje podpisania pakietu klimatycznego. Okazało się, że się zgadzają w jakiejś sprawie. A mianowicie w tym, że pakiet może zaszkodzić polskiej gospodarce. Wytłumaczy pan w jaki sposób?

Andrzej Urbański: - Pakiet klimatyczny nakłada sankcje fiansowe na państwa niespełniające narzuconych w nim norm emisji dwutlenu węgla. To dotyczy tej części Europy, w której my się znajdujemy, czyli państw posowieckich, których energetyka i ciepłownictwo opierają się na węglu. Już od czasów urzędowania Jerzego Buzka było wiadomo, że te kwestie są kluczowe, jeśli chodzi o nadrabianie dystansu przez nowe kraje UE.

- Ile może nas kosztować wprowadzenie w życie ustaleń tego pakietu? Premier szacował, że 60-80 mld. Jaki to może mieć wpływ np. na ceny prądu?

- Nie będę udawał, że jestem w tej sprawie ekspertem, ale eksperci mówią właśnie o kilkudziesięciu miliardach euro. Koszty są przerażające.

- Kto jest więc za to odpowiedzialny, premier Tusk czy prezydent Kaczyński? Krążą sprzeczne wersje.

- Żeby sprawdzić, kto kłamie, wystarczy zajrzeć do dokumentów - one nie są tajne. Zarówno ten z 2007 roku podpisany przez Lecha Kaczyńskiego, jak i ten ostateczny, który obowiązuje, a został podpisany w 2008 roku przez premiera Tuska. Kluczowa jest kwota bazowa emisji CO2 związana z rokiem wyjściowym, od którego się rozliczamy. We wstępnym dokumencie tą datą jest 1990 rok. Ta data sprawiała, że spełnialiśmy procentowe normy ograniczenia gazów cieplarnianych już za czasów Jerzego Buzka. To pozwalało wręcz na handel nadwyżkami. Zawsze, kiedy były prowadzone rozmowy na ten temat, strona polska trzymała się tej daty, i za Buzka, i za Millera. Natomiast w dokumencie podpisanym przez Tuska datą bazową, względem której będziemy musieli ograniczyć naszą emisję CO2, jest rok 2005. To masakryczne dla nas, nie można było wyobrazić sobie gorszej daty.

- Lech Kaczyński powiedział jednak w wywiadzie dla "Dziennika" w 2008 roku: "przecież zgodziłem się np. na politykę klimatyczną z punktu widzenia Polski ryzykowną. To był mój gest w stosunku do pani kanclerz Angeli Merkel".

- Prezydent Kaczyński miał całkowitą świadomość, jak ta sprawa jest znacząca dla polskiej gospodarki. Cytowanie jednego zdania dla prasy przez premiera jest wręcz kabaretowe. Kluczowa jest data bazowa w dokumencie i kto jest pod nim podpisany.

- Jarosław Kaczyński pytał, czy Donald Tusk musi przerzucać odpowiedzialność za swoje winy na zmarłych. Tusk odpowiedział, że nie powoływał się bezpośrednio na prezydenta i to prezes PiS używa zmarłych do celów politycznych. Nie zagalopowali się?

- Politycy dużo mówią i fetowanie tego, co mówią, jest jałowe. W tej sprawie ważniejsze są dokumenty. Ale gdyby ktoś zrzucał w ten sposób winę na moją bliską zmarłą osobę, mógłbym zareagować dużo bardziej gwałtownie, niż zrobił to prezes PiS.

- Pomijając kwestię winy i odpowiedzialności, da się jeszcze jakoś wybrnąć z pakietu klimatycznego?

- Są w Unii procedury zawieszające wykonanie każdego podpisu. Tusk powinien przyznać się do błędu i renegocjować tę umowę. Po 2008 roku cała Europa wpadła w kryzys i dziś są nieporównywalnie lepsze warunki do renegocjowania tej głupoty, bo wszyscy w Europie starają się myśleć o kryzysie gospodarczym, a nie o likwidacji całych branż.

- Pomocne w tych negocjacjach może być to, że najwięksi emitenci CO2, jak Chiny czy USA, nadal niespecjalnie się przejmują problemem?

- Na pewno powinien być to jeden z argumentów w takich rozmowach.

Andrzej Urbański

Były szef kancelarii Lecha Kaczyńskiego

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają