Pan Krzysztof, znany wśród pasjonatów kaskaderskiej jazdy na ścigaczu jako "Tacz", wpadł na pomysł z symulatorem kilka lat temu. To pierwsze i najlepsze urządzenie tego typu na świecie. - W ciągu jednego dnia nauczyłbym tego, co normalnie zajęłoby ci kilka lat i kosztowało mnóstwo guzów - mówi z ożywieniem.
Obiecywał złote góry
Urządzeniem zainteresował się Rafał R. (34 l.), który od kilku lat mieszka na Wyspach. Na kurs jazdy przyjechał do Polski. Majętny, obrotny, szybko omamił ufnego wynalazcę mirażami wspólnego interesu w Anglii. Pan Krzysztof nie namyślał się długo. Spakował symulator, motocykle i ruszył podbić Anglię. Już trzeciego dnia stracił wszystko. Rafał R. przekonał go, aby zostawić przyczepę z motocyklami i symulatorem na torze pod miastem. Następnego dnia sprzętu wartego ponad 50 tys. zł już nie było.
Wspólnik złodziej
Po miesiącu Taczalski poznał Anglika, który za 200 funtów kupił od Rafała R. wymontowany z zestawu motocykl. Powiedział o tym wspólnikowi i... został pobity przez nieznanych sprawców. Kiedy "Tacz" leżał w szpitalu, policjanci ustalili, że za napadem stał Rafał R. Przy okazji poznali prawdziwą twarz brutalnego Polaka - mężczyzna podejrzany jest o handel narkotykami na dużą skalę. - Za to, że wpadł, obiecał mi, że mnie zabije - opowiada "Tacz", który już po powrocie do Polski dostał kilka telefonów z pogróżkami. Jednak pan Krzysztof nie traci nadziei na lepsze dni. - Ja się nie ugnę - zapowiada.