Anioł stróż zesłał nam policję

2017-12-06 7:00

To tajemnicza historia. Teresa Zieleńczuk (61 l.) ze wsi Krupiec (woj. lubelskie) klnie się na wszystkie świętości, że ktoś długo i mocno dobijał się do ich drzwi. Przestraszona, zadzwoniła na policję. Patrol przybył w ostatnim momencie, żeby... uratować jej i mężowi Adamowi (69 l.) życie. Chwilę wcześniej w ich domu doszło do awarii piecyka węglowego.

Pani Teresa zadzwoniła na komendę w niedzielę. - Zgłoszenie dotyczyło faktu, iż nieznane osoby dobijają się do drzwi domu, w którym mieszka małżeństwo. Po przybyciu na miejsce sierż. sztab. Radosław Zaraza i sierż. Adrian Nadolski nie zastali nikogo podejrzanego - relacjonuje Piotr Wasilewski z policji w Krasnymstawie.

Zamiast intruzów zauważyli, że z uchylonego okna wydobywają się kłęby dymu. Drzwi były zamknięte, pukanie nic nie dawało. Wyważyli je i wdarli się do środka.

Gęsty, trujący dym nie pozwalał oddychać. - Powoli zamykały mi się oczy, siadłem sobie na krześle, nie mogłem się ruszyć - Adam Zieleńczuk wspomina moment, w którym odnaleźli go policjanci i wyprowadzili z domu. Potem wrócili do środka. - W jednym z pomieszczeń usłyszeliśmy kaszel. Weszliśmy tam, prawie nic nie było widać. Na łóżku leżała kobieta, która nie była w stanie poruszać się o własnych siłach - opisują policjanci.

Małżeństwo z objawami zatrucia czadem trafiło do szpitala, a przybyli na miejsce strażacy stwierdzili, iż piecyk jest nieszczelny i podłączony do niedrożnego systemu kominowego.

Pani Teresa jest przekonana, że policjanci pojawili się w ich domu nieprzypadkowo. - Zesłali ich aniołowie, którzy pukaniem do drzwi zapewnili nam pomoc. Dziękujemy funkcjonariuszom z całego serca. Dzięki nim żyjemy - mówi wzruszona kobieta.

ZOBACZ TAKŻE: Policjant strzelał do Jakuba, bo myślał, że uwiódł mu żonę

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki