Godzina 8.30, warszawskie Powiśle. Z przedwojennej kamienicy, gdzie wciąż mieszka rodzina nowego prezydenta Polski, wychodzi pani Anna Komorowska. Za kilka godzin jej mąż uroczyście odbierze na Zamku Królewskim uchwałę potwierdzającą jego wybór na prezydenta.
A ona, jak co dzień, wybrała się na poranne zakupy dla rodziny. Z koszykiem w ręku, ze spanielką Draką przy nodze. Pani Anna w małym sklepiku kupiła twarożek, zieleninę i dwie wielkie butle wody mineralnej. A później sama przyniosła to wszystko do domu.
"Super Express": - Co pani teraz czuje - wielką radość czy wielką ulgę?
Anna Komorowska: - Przede wszystkim mam poczucie ogromnej satysfakcji, że się udało. Zwłaszcza że ta kampania z różnych względów nie była łatwa.
- Niemal do końca obaj kandydaci szli łeb w łeb. Denerwowała się pani?
- Muszę przyznać, że od początku wierzyłam w zwycięstwo męża. Choć oczywiście zawsze w człowieku jest jakiś margines niepewności. 10 lat temu byłam w Waszyngtonie i z bliska obserwowałam tamtejsze wybory prezydenckie. Wieczorem wszyscy ogłosili wygraną Ala Gore'a. Tymczasem rano obudziliśmy się w zupełnie nowej rzeczywistości, z innym prezydentem. Dlatego z tyłu głowy była pewna niepewność.
- Teraz mogło być podobnie. Kilka minut po północy prezydentem był Jarosław Kaczyński!
- Na szczęście położyłam się spać pół godziny wcześniej.
- Mąż też już spał?
- Nie, śledził wszystko do końca. Wiem, że był spokojny. Bardziej denerwowali się nasi znajomi. Rano rozdzwoniły się telefony z pytaniami: do kogo można wystąpić o odszkodowanie z tytułu omal nie przebytego zawału serca.
- Rano był szampan?
- Wieczorem w gronie rodzinnym otworzyliśmy butelkę szampana.
- Jest pani dumna z męża?
- Oczywiście. Doskonale jednak wiem, że przed nim ogromne zadanie do wykonania.
- Teraz przed wami przeprowadzka. Zresztą nie pierwsza w życiu.
- Wbrew pozorom tak często się nie przeprowadzaliśmy. W obecnym domu mieszkamy przeszło 25 lat. Jak na dzisiejsze standardy - to bardzo długo. Wcześniej przeprowadzaliśmy się dwa razy. Tak więc to będzie nasza trzecia zmiana miejsca zamieszkania.
- Kiedy to nastąpi?
- Myślę, że dopiero po oficjalnym zaprzysiężeniu męża. Teraz bardziej niż o przeprowadzce myślę o urlopie. Chyba nam się należy? (śmiech).
- Zabierzecie młodsze dzieci do pałacu?
- Rozmowy w tej sprawie trwają.
- Ale psa Drakę zabierzecie na pewno?
- Chyba tak. Myślę, że uda mi się z nią w tej kwestii porozumieć. I nie będę czekała do Wigilii, by przemówiła ludzkim głosem.
- Kreacja na zaprzysiężenie już gotowa?
- Na pewno będzie!