Prowadziłam samochód, żeby mógł swobodnie rozmawiać przez telefon. Od początku zdawałam sobie sprawę, jak ogromna była to tragedia. Pojawiły się myśli: od emocjonalnych, po szalenie praktyczne i przyziemne.
Zastanawialiśmy się m.in. jak różne sprawy rozwiązać logistycznie i czy ktoś pamięta, żeby opuścić flagę na budynku Sejmu.
W drodze do Warszawy, w przerwach między telefonami, rozmawialiśmy z mężem o żonach i dzieciach naszych znajomych, którzy mogli być na pokładzie prezydenckiego samolotu.
>>> Pogrzeb ofiar kosztował nas prawie 20 mln złotych - wątek SMOLEŃSK RACHUNEK KRZYWD