O sprawie jako pierwszy pisał "Super Express". Kiedy jesienią ubiegłego roku policjanci zatrzymali Annę S. na warszawskim Żoliborzu za to, że rozmawiała w czasie jazdy przez komórkę, posłanka ani myślała przyjąć mandatu. Od razu zaatakowała funkcjonariuszy. - Możecie mnie w dupę pocałować! - krzyczała. Według relacji policjantów, zaczęła wymachiwać legitymacją poselską i krzyczeć, że ich załatwi. Mundurowi o incydencie zawiadomili prokuraturę i swych przełożonych.
S. odpierała wtedy zarzuty policji. - Faktycznie zdenerwowałam się, ale żadne niecenzuralne słowa nie padły. Agresja była po stronie policjantów, to oni mnie obrażali i nie chcieli się wylegitymować - mówiła. Jak już dzisiaj wiadomo, kłamała.
- Annie S. przedstawiono właśnie zarzut znieważania funkcjonariuszy podczas pełnienia przez nich obowiązków służbowych. Podejrzana przyznała się do zarzucanego jej czynu. Odmówiła składania wyjaśnień i złożyła wniosek o warunkowe umorzenie postępowania. Decyzja w tej sprawie powinna zapaść do końca roku - powiedziała serwisowi tvp.info prok. Ewa Jałowiecka-Śliwa, wiceszefowa żoliborskiej Prokuratury Rejonowej.