Anna S. (44 l.) z PiS w konflkt z prawem weszła z październiku 2010 roku. Parlamentarzystkę, która prowadziła auto rozmawiając przez telefon komórkowy wypatrzyli funkcjonariusze drógówki. Policjanci chcieli wlepić posłance S. 200 zł mandatu, ale zatrzymana nie zamierzała tak łatwo dać za wygraną.
Posłanka zaczęła wymachiwać legitymacją poselską. Krzyczała na dwóch stołecznych stróży prawa, że jest posłem i zwolni ich z pracy. "Możecie mnie w d... pocałować" - groziła. Mundurowi - sierż. szt. Tomasz Popielarski (35 l.) i st. sierż. Marcin Rekus (26 l.) poinformowali przełożonych o tym incydencie, a sprawą zajęła się prokuratura.
Dopóki Anna S. była posłanką i chronił ją immunitet poselski śledczy nie mogli nic zrobić. Do Sejmu VII kadencji Anna S. się nie dostała, więc musiała się pożegnać z immunitetem. Jak podaje portal TVP Info śledczy nie zapomnieli o byłej posłance, która została 12 grudnia wezwana do prokuratury.
Anna S. usłyszała zarzut znieważenia policjantów na służbie. Grozi jej grzywna, ograniczenie wolności lub nawet rok więzienia.