- Biurokraci pozbawią nas środków do życia - mówi zrozpaczony Dariusz Pabian (42 l.), hodowca z Bobina w Małopolsce. Pan Dariusz żyje z upraw tytoniu od wielu lat. Plantacja to jedyne źródło dochodu jego pięcioosobowej rodziny. - Mam żonę i trójkę dzieci. Jeśli unijne przepisy wejdą w życie, wszyscy wylądujemy na bruku - załamuje ręce.
Tytoń oprócz Małopolski uprawiany jest na Podlasiu i Lubelszczyźnie. To nie są bogate regiony Polski. Ludzie, którzy stracą pracę, w okolicy innej nie znajdą.
- Wejście unijnych przepisów byłoby dla nas prawdziwym trzęsieniem ziemi - mówi Przemysław Noworyta, dyrektor Polskiego Związku Plantatorów Tytoniu. - Rolnicy stracą zbyt i możliwości utrzymania.
Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Piotr Olechno twierdzi beztrosko, że resort popiera pomysły unijnych biurokratów. Przekonuje, że nowe przepisy mają... utrudnić dostęp do nikotyny i poprawić stan zdrowia obywateli. Zdaniem plantatorów wcale tak nie jest. - Jeśli zlikwiduje się dobry polski tytoń, rynek zaleje tani i kiepski surowiec spoza Unii - dowodzi Przemysław Noworyta. A to na pewno nie wpłynie pozytywnie na zdrowie obywateli.
Dlatego plantatorzy apelują do Bartosza Arłukowicza (40 l.): panie ministrze, niech pan zablokuje wprowadzenie głupich przepisów i ratuje miejsca pracy.
Dla plantatorów to będzie wyrok
- Jeśli w życie wejdą nowe unijne przepisy, rolnicy stracą możliwości utrzymania. Tysiące ludzi wylądują na bruku - twierdzi Przemysław Noworyta, dyrektor Polskiego Związku Plantatorów Tytoniu.