Czwartkowy wieczór. Były szef UOP Gromosław Czempiński opuszcza katowicką prokuraturę. Wychodzi na wolność, bo wpłacił - bagatela - milion złotych.
Mimo że ciąży na nim zarzut korupcji oraz prania brudnych pieniędzy na kwotę 600 tysięcy euro przy prywatyzacji spółki STOEN, śledczy decydują, że będzie odpowiadał z wolnej stopy. Ma jedynie zakaz opuszczania kraju i zatrzymany paszport.
Kilka miesięcy wcześniej. Andrzej Malinowski z Mężydła pod Grudziądzem trafia do aresztu. Według policji miał ukraść produkty spożywcze z Biedronki. Okazało się, że pan Andrzej jednak nie był złodziejem. I nie złamał prawa. - Trafiłem za kratki, bo złodziej, który ukradł produkty spożywcze, podał moje dane personalne. Policja nie zadała sobie trudu, by je zweryfikować... - opowiada "Super Expressowi".
Kiedy pan Andrzej usłyszał, że podejrzany o korupcję generał wyszedł na wolność, zalała go krew. - W takim oto kraju żyjemy... Zatrzymani w aferze korupcyjnej mieli brać gigantyczne łapówki. I co? I wychodzą. A ja siedziałem w więzieniu, bo rzekomo miałem ukraść kawałek szynki w Biedronce. Policjanci przyszli po mnie i zawieźli do aresztu. Zrobili to na oczach całej wsi. Teraz muszę się tłumaczyć, że jestem uczciwym człowiekiem. Nikomu za to, co mnie spotkało, włos z głowy nie spadł... - mówi rozżalony Andrzej Malinowski.
Trzy lata wcześniej. 17-letnia Żaneta O. z Białej Podlaskiej podrabia legitymację szkolną, by wejść na dyskotekę (brakowało jej kilka miesięcy do "18"). Wpada, kiedy legitymują ją policjanci. Sprawa trafia do sądu. Dziewczyna ma najpierw odrobić swoją winę pracami społecznymi, w końcu ląduje w Zakładzie Karnym w Nisku (Podkarpackie). Wychodzi dopiero, kiedy o jej sprawie staje się głośno w całej Polsce.
Jak się okazuje, prawo jest surowe tylko dla zwykłych ludzi.