O dramacie, jaki rozgrywał się za drzwiami mieszkania Magdaleny J. (21 l.) i Arkadiusza B. (26 l.), napisaliśmy wczoraj. Igorek (2 mies.) w miniony czwartek był z mamą na rutynowych konsultacjach w jednym z łódzkich szpitali. Tam lekarze zauważyli u niego krwiaka w okolicach oczodołu. Postanowili pozostawić dziecko na obserwacji. Po szczegółowych badaniach okazało się, że niemowlak ma pękniętą czaszkę i uraz mózgu. Wszystko wskazywało na to, że był ofiarą długotrwałej przemocy. Jeszcze w szpitalu policjanci zatrzymali matkę dziecka. Jej partnera odnaleziono nazajutrz.
Dzień później oboje usłyszeli zarzuty usiłowania zabójstwa. Arkadiusz B. będzie odpowiadał jako ten, który był bezpośrednim sprawcą obrażeń u chłopca. Matce śledczy zarzucili tzw. usiłowanie zabójstwa przez zaniechanie. To oznacza, że była świadkiem okrucieństwa wobec swojego dziecka, ale zupełnie nie reagowała, godząc się na jego zabicie.
Podczas przesłuchania oprawcy Igorka przyznali się do winy. Ich zeznania są wstrząsające. - Biłem, bo płakał - mówił Arkadiusz B. - Chciałem, żeby się uspokoił. Rzucałem nim o łóżeczko, uderzałem pięścią w głowę.
- Arek źle się do niego odnosił - opowiadała Magdalena J. - Mówił, że nie jest mu do niczego potrzebny. Groził, że kiedyś go zabije. Widziałam to wszystko, ale nie reagowałam. Bałam się.
W obronie Arkadiusza B. stanęła natomiast jego matka Izabela, która pojawiła się w łódzkim sądzie, gdy ten rozpatrywał wnioski o zastosowanie aresztu. - Dobrze się nim zajmował. Pracował. Wstawał w nocy, żeby dać mu mleko. Nie wierzę, żeby coś mu zrobił - tłumaczyła.
Matka i ojczym Igorka co najmniej trzy najbliższe miesiące spędzą w areszcie. Grozi im dożywocie.
Zobacz: ZNĘCAŁ SIĘ nad 2-miesięcznym dzieckiem. Areszt dla matki i jej konkubenta