Arleta Świdurska (24 l.) spod Koźmina Wielkopolskiego była już dzień po wyznaczonym terminie porodu, więc nie zdziwiła się, gdy nagle poczuła skurcze.
Poszłam na żywioł
- Niestety, od razu były bardzo silne, zmartwiłam się, bo przy pierwszym dziecku pierwsze skurcze nie były tak bolesne - wspomina kobieta. Małżeństwo nie czekało więc na rozwój wypadków, tylko szybko ruszyło w drogę. Przez chwilę chcieli jechać na porodówkę do szpitala do Krotoszyna, dokąd mają 15 kilometrów, ale w końcu, będąc już w aucie, zdecydowali, że pojadą do najbliższego pogotowia.
Przeczytaj koniecznie: Roman Czejarek: Boję się, że nie zdążę na poród! (FOTY!)
Ale i tak nie zdążyli. Małej Justynce tak bardzo spieszyło się na świat, że urodziła się w samochodzie. - Mąż jechał, a ja na tylnym siedzeniu zsunęłam spodnie i po chwili poczułam, że główka jest już na zewnątrz - opowiada wciąż wzruszona młoda mama, która nie kryje, że otuchy i siły próbowała sobie dodać krzykiem. - Bolało bardzo, w szpitalu rodząc czułam się bezpieczniej i przede wszystkim kontrolowałam oddech. Tym razem poszłam na żywioł - opowiada.
Jechał, nie zemdlał
- Taki poród zapamiętam do końca życia - cieszy się pan Adam (26 l.), który dziś szczerze przyznaje, że wcześniej rękami i nogami bronił się przed obecnością w sali porodowej. - Nie byłem przy porodzie pierwszego dziecka i nie chciałem być przy drugim. Bałem się, że zemdleję, a żona będzie na mnie krzyczeć - mówi mężczyzna. Los zadrwił sobie jednak z postanowień taty.
- Jesteśmy teraz najszczęśliwsi na świecie, bo mała zrobiła nam taką niespodziankę - mówią szczęśliwi rodzice.