Śledczy do posesji piromana weszli późnym popołudniem. Włos zjeżył im się na głowie na widok kilogramów nabojów, lontów i chemikalii. Gdyby wybuchły, mogłyby zamienić w proch pobliskie kamienice. Natychmiast zablokowano biegnącą obok domu główną ulicę miasta. Z pobliskich domów ewakuowano ponad stu mieszkańców. Wtedy do akcji zabezpieczania składowiska przystąpili saperzy.
Z mozołem pocisk po pocisku, lont po loncie, pojemnik po pojemniku, przygotowywali cały arsenał do wywiezienia na poligon, gdzie zostanie zdetonowany. Prowadzona przy silnej wichurze i ulewnym deszczu akcja trwała cztery godziny. Uczestniczyło w niej kilkudziesięciu policjantów, strażaków i saperów. Na szczęście do wybuchu nie doszło.
Zobacz też: MIĘDZYRZECZE: Inwalida handlował prochami
Jak ustaliła policja, właściciel arsenału przebywa obecnie poza granicami kraju. Międzyrzeckim kryminalnym udało się jednak z nim skontaktować. Przyznał, że to on jest twórcą niebezpiecznego składowiska, a zbieranie amunicji i innych tego rodzaju przedmiotów to jego hobby. Jak stwierdził, jest pasjonatem militariów.
Przeczytaj: Międzyrzecz. Uratowali dzieci przez okno w poddaszu. Dom stał w płomieniach
Teraz policyjni fachowcy na podstawie zabezpieczonych próbek znalezionych materiałów stwierdzą czy miłośnik militariów nie zamierzał przy użyciu posiadanych przez siebie środków konstruować ładunków wybuchowych. W najlepszym przypadku odpowie za posiadanie amunicji oraz gromadzenie materiałów stanowiących zagrożenie dla zdrowia i życia.