Dr Bartosz Arłukowicz na pewno nie musi się obawiać kontroli NFZ w sprawie wypisywanych przez siebie recept. Jak wynika z raportu mazowieckiego oddziału Funduszu Zdrowia, w ubiegłym roku minister wypisał tylko cztery recepty.
Nie naraził też finansów NFZ na nadzwyczajne koszty. Do czterech recept ministra budżet dopłacił zaledwie 83,01 zł. To niewiele, biorąc pod uwagę, że są lekarze wypisujący w ciągu kwartału nawet 2 tys. recept, które mogą kosztować NFZ grubo ponad 100 tys. zł.
Cztery recepty to niewiele, ale nie ma się co dziwić doktorowi Arłukowiczowi.
Od ponad dwóch lat obecny minister nie jest praktykującym lekarzem. Jeśli nie chce stracić prawa do wykonywania zawodu, musi jednak od czasu do czasu praktykować (pięć lat przerwy oznacza utratę uprawnień). Na razie polityka pochłonęła go bez reszty.
Wcześniej pracował w pogotowiu, a później w Klinice Pediatrii, Hematologii i Onkologii Dziecięcej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego. Uczył też studentów medycyny. Dziś jest na urlopie bezpłatnym w szpitalu i na uniwersytecie.
Lekarze kpią z ministra zdrowia, ale na szczęście dla nas wszystkich sami miękną. Minister Arłukowicz poszedł na ustępstwa, więc ich protest pieczątkowy traci na sile. Dziś lekarze mają zdecydować, czy zostanie on zawieszony.