Była godzina 19.32, gdy u dyżurnego wieruszowskiej policji zadzwonił telefon. Aspirant Adam Śpigiel (45 l.) podniósł słuchawkę i usłyszał głos przerażonej kobiety. - Mój synek nie może oddychać. Dostał szczękościsku - płakała. Policjant natychmiast zaczął ją instruować, co ma robić.
- Proszę złapać dwoma palcami za policzki, mocno nacisnąć. Szczęka powinna się otworzyć. I włożyć palce do buzi - mówił.
Mama chłopca słowa policjanta przekazywała, swojemu mężowi, który prowadził akcję reanimacyjną. - I co oddycha? - pytał aspirant. - Oddycha, ale bardzo ciężko. Oczy robią mu się mętne, zamyka je bardzo często - mówiła przerażona kobieta. - Ale słychać oddech? - dopytywał policjant. - Zanika, a on się siny robi. - Musicie mu zrobić oddychanie usta-usta. 30 sekund, potem przerwa i uciskać klatkę piersiową - pouczał aspirant Śpigiel.
- Wojtusiu, proszę cię! - płakała mama chłopca. Po chwili kamień spadł jej z serca. Dziecko zakaszlało. - Chyba się zadławił, teraz wypluł. O Boże! - powiedziała z ulgą mama Wojtusia.
Dziecko na kilka dni trafiło na obserwację do szpitala. - Nie wiemy, co byśmy zrobili bez pomocy tego policjanta. Aż nie chcemy myśleć, co mogłoby się stać - mówią zgodnie rodzice chłopca Katarzyna (31 l.) i Michał (30 l.) Dybkowie.