Nagranie Safonienki kilka dni po katastrofie trafiło do internetu. Kiepskiej jakości filmik obejrzało wielu pogrążonych w żałobie Polaków. Pojawiły się opinie, że na zarejestrowanym obrazie słychać huk wystrzałów z pistoletów i że to prawdopodobnie Rosjanie dobili tych pasażerów, którzy jeszcze żyli.
Mechanik samochodowy ze Smoleńska był gościem programu „Teraz my”. Na wizji uciął wszelkie spekulacje na temat okoliczności śmierci ofiar tragicznego lotu. Zapewnił, że żaden z rosyjskich milicjantów czy żołnierzy nie strzelał do zwęglonych zwłok członków prezydenckiej delegacji.
Kiedy usłyszał przeraźliwy odgłos wybuchu i poczuł jak w smoleńskim lesie drży ziemia, natychmiast wybiegł z warsztatu. Pobiegł na polanę nieopodal pasa startowego lotniska Siewiernyj, gdzie dostrzegł buchające płomienie i wrak samolotu.
- Widok był przerażający. Bałem się w ogóle tam podejść. Od razu wyjąłem telefon i zacząłem nagrywać – mówi Safonienko. Po chwili musiał jednak schować telefon, bo pojawili się milicjanci, OMON i żołnierze, którzy w każdej chwili mogli mu zabrać komórkę.
- Wszystko się paliło, paliły się szczątki, paliły się drzewa. To było coś potwornego, widok był jak z piekła – wspominał w programie „Teraz my”.
Świadek katastrofy tłumaczył, że nie widział żeby z wraku tupolewa ktoś wzywał pomocy, nie dostrzegł wyciągniętych w geście rozpaczliwego błagania rąk. Dementuje spekulacje internautów, którzy dopatrzyli się na filmie biegających, uzbrojonych Rosjan. Mieli oni ponoć dobijać Polaków.
O wszystkim co widział opowiedział w rosyjskim MSW. Podczas przesłuchania podpisywał dokumenty po polsku.
Zobacz film nagrany przez Wołodię Safonienko >>>