Szostak na początku nie miał zamiaru zajmować się tą sprawą. - Na początku ta historia wydawała mi się banalna – opowiadał na spotkaniu autorskim. Do wgryzienia się w zaginięcie Wieczorek skłonił go jeden element. - Wciągnęło mnie dopiero to jak policja w naszym kraju traktuje bliskich osób zaginionych – mówił. Według niego to zbagatelizowanie zaginięcia na samym początku sprawiło, że wszystko się skomplikowało. - Przez pierwsze dni policja ws. zaginięcia Wieczorek nie robiła nic, a później panował tam wielki chaos – stwierdził Szostak, który przeczytał 40 ton akt. Autor jest zdania, że śledczy, którzy pracowali nad tą sprawą na początku często teraz zajmują wyższe stanowiska. - To kwestia błędu tych, którzy byli w pobliżu śledztwa, a teraz są wyżej i się boją, że im to zaszkodzi – stwierdził.
Na poparcie swojej teorii przytoczył przykład analityka z komendy głównej. - To człowiek który pracował m.in. przy sprawie gen. Marka Papały – podał. - On sporządził wnioski, a żaden z nich nie został realizowany – opowiadał. Jak się okazało po pewnym czasie został zupełnie odsunięty od tej sprawy. - Jego przełożeni w komendzie głównej w Warszawie kazali mu zmielić, zniszczyć wszystko co w tej \ustalił. I on musiał to zrobić bo dostał rozkaz. Jak myślicie państwo dlaczego takie rzeczy się robi? - pytał retorycznie Szostak.