Tomasz Komenda pod prokuraturą we Wrocławiu

i

Autor: Krzysztof Kaniewski

Autor książki o Komendzie zaskakuje: Po uwolnieniu mył przez tydzień klatki schodowe

2018-10-16 12:54

Grzegorz Głuszak był pierwszym dziennikarzem, który uwierzył w niewinność Tomasza Komendy, gdy ten przebywał w więzieniu skazany prawomocnym wyrokiem sądowym za gwałt, pedofilię i morderstwo 15-letniej dziewczynki. W ostatnim wywiadzie z portalem gazeta.pl wspominał on historię swojej znajomości z niewinnie skazanym mężczyzną. Przy tej okazji zdradził on zaskakująco, że pierwsze dni po uwolnieniu Komenda spędził... na czyszczeniu klatek schodowych, zastępując w pracy swoją ukochaną matkę.

Jak wspominał dziennikarz: - Mama Tomka jest administratorką i sprzątaczką w kilku blokach. Chcieli z ojcem jechać na kilka dni do Polanicy, ale nie mogła znaleźć zastępstwa. "Mamo, zastąpię cię" - powiedział Tomek. Przez tydzień codziennie od rana chodził po osiedlu i mył klatki schodowe. Z relacji jego brata wiem, że robił to bardzo dokładnie, wręcz perfekcyjnie. Około południa wracał do domu i przez resztę dnia spał, bo był taki zmęczony. Ludzie, którzy go rozpoznawali, kiedy sprzątał, gratulowali mu, że wyszedł na wolność. A on po prostu im dziękował i sprzątał dalej. To bardzo skromny człowiek.

Głuszak opowiedział też, kiedy i w jakich okolicznościach poznał Komendę, mówiąc: - W 2006 roku. Spotkałem się z Tomkiem w więzieniu. Mimo że był skazany za gwałt i pedofilię oraz zabicie dziecka powiedział mi tak: "Grzesiek, rozmawiamy, ale chcę pokazać twarz". Było to dla mnie zaskakujące, bo przecież wiem, że osoby z takim wyrokiem są w zakładzie karnym traktowane jak śmiecie. Bałem się, że po moim reportażu ataki na Tomka i pobicia się nasilą. Ale nalegał, więc się zgodziłem. Tomek powiedział mi wtedy zdanie, które pamiętam do dziś: "Tak mnie katowali, że gdyby kazali mi się przyznać, że strzelałem do Jana Pawła II, to też bym się przyznał".

Dziennikarz poinformował również, że następną książkę poświęci osobno matce Tomasza Komendy, która jest w jego opinii prawdziwą bohaterką. Jak argumentował: - Była na każdej rozprawie, nie przegapiła ani jednego widzenia. Jeździła do zakładu karnego, kiedy tylko mogła, prosiła o dodatkowe spotkania z synem. Kupowała mu karty telefoniczne, wypruwała sobie żyły. Wbrew temu, co się mówi o więźniach, nie utrzymywało go państwo. Utrzymywała go matka (...) Tomek nie zjadłby normalnego posiłku, gdyby nie pani Teresa. Przywoziła mu jedzenie i dawała na widzeniach. Bo jako pedofilowi inni więźniowie zabierali Tomkowi jedzenie lub je wyrzucali. Papierosy palił w WC, żeby inni nie widzieli, że je ma. Bo też by mu zabrali. Z profesorem Zbigniewem Ćwiąkalskim wyliczyliśmy, że między 400 a 600 złotych miesięcznie kosztował mamę Tomka pobyt syna w więzieniu. W więzieniu, do którego wsadzono go niewinnie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki