Awantura o krzyż – Kaczyński atakuje Komorowskiego i Napieralskiego

2010-07-16 15:47

Skończyła się polityka miłości. Jarosław Kaczyński przepuścił atak na Bronisława Komorowskigo i Grzegorza Napieralskiego jednocześnie. Wszystko za sprawą symbolicznego krzyża pod Pałacem Prezydenckim. Krzyż musi zostać – uważa Kaczyński, a jeśli ktoś myśli inaczej „to dopuszcza się moralnego nadużycia” i jest „ po tej samej stronie, co Napieralski, Zapatero i tym podobni”.

Piątkowa konferencja Jarosława Kaczyńskiego na dobre rozwiała złudzenia, że PiS zamierza wytrwać w swoich wyborczych obietnicach i zakończy polsko-polską wojnę. Można też mieć pewność, że przez najbliższe miesiące tematyka katastrofy pod Smoleńskiem nie zostanie oddzielona od polityki.

Już pierwsze słowa prezesa Kaczyńskiego świadczą o tym, że lider PiS wybrał konfrontację do tego nie na jednym, a na kilku frontach.

Przeczytaj koniecznie: Wojna o krzyż na Krakowskim Przedmieściu

Pierwszy to sprawa symbolicznego krzyża pod Pałacem Prezydencki. Tu dostało się Bronisławowi Komorowskiemu, ale i Grzegorzowi Napieralskiemu, który wyraźnie znów jest po innej stronie niż prezes PiS (choć podczas kampanii Jaroslaw Kaczynski przekonywał, że właściwie to jest on lewicowcem):

- Jeśli Bronisław Komorowski usunie krzyż spod Pałacu Prezydenckiego będzie jasne, kim jest, i po której jest stronie, w różnego rodzaju sporach dotyczących polskiej historii - oświadczył Jarosław Kaczyński. I był to dopiero początek personalnych ataków: - Niech (Komorowski – red.) ma odwagę jawnie powiedzieć, że jest po tej samej stronie, co pan Napieralski i pan Zapatero i tym podobni. A nie udaje kogoś innego niż jest – ciągnął dalej Jarosław Kaczyński.

- Ten krzyż to symbol, można go będzie przenieść, jeśli stanie tam pomnik. Każdy, kto uważa inaczej dopuszcza się moralnego nadużycia – skwitował prezes PiS.

Później przyszła pora na rozliczenia z rządem Donalda Tuska:

- W każdym demokratycznym kraju każdy, kto w najmniejszym stopniu odpowiadałby za największą tragedię musiałby zejść ze sceny politycznej. (...) Nie może być tak, że w Polsce demokracja jest po prostu cieniutką, przezroczystą fasadą, za którą kryją się zupełnie inne mechanizmy – atakował Kaczyński, choć – co warto podkreślić – nie wymienił żadnego nazwiska.

Jasno dał natomiast do zrozumienia, że będzie patrzył na ręce Donaldowi Tuskowi i jego ministrom:

- To dotyczy mojego brata, bratowej, przyjaciół, ludzi, którzy byli moimi rodakami, a zginęli w dziwnej katastrofie. Żaden uczciwy człowiek na moim miejscu nie pozostawiły tej sprawy. To byłoby zostawienie sprawy ludzi najbliższych i sprawy Polski, bo zachowanie rządu jest co najmniej dziwne - przekonywał prezes PiS.



Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki