Piątkowa konferencja Jarosława Kaczyńskiego na dobre rozwiała złudzenia, że PiS zamierza wytrwać w swoich wyborczych obietnicach i zakończy polsko-polską wojnę. Można też mieć pewność, że przez najbliższe miesiące tematyka katastrofy pod Smoleńskiem nie zostanie oddzielona od polityki.
Już pierwsze słowa prezesa Kaczyńskiego świadczą o tym, że lider PiS wybrał konfrontację do tego nie na jednym, a na kilku frontach.
Przeczytaj koniecznie: Wojna o krzyż na Krakowskim Przedmieściu
Pierwszy to sprawa symbolicznego krzyża pod Pałacem Prezydencki. Tu dostało się Bronisławowi Komorowskiemu, ale i Grzegorzowi Napieralskiemu, który wyraźnie znów jest po innej stronie niż prezes PiS (choć podczas kampanii Jaroslaw Kaczynski przekonywał, że właściwie to jest on lewicowcem):
- Jeśli Bronisław Komorowski usunie krzyż spod Pałacu Prezydenckiego będzie jasne, kim jest, i po której jest stronie, w różnego rodzaju sporach dotyczących polskiej historii - oświadczył Jarosław Kaczyński. I był to dopiero początek personalnych ataków: - Niech (Komorowski – red.) ma odwagę jawnie powiedzieć, że jest po tej samej stronie, co pan Napieralski i pan Zapatero i tym podobni. A nie udaje kogoś innego niż jest – ciągnął dalej Jarosław Kaczyński.
- Ten krzyż to symbol, można go będzie przenieść, jeśli stanie tam pomnik. Każdy, kto uważa inaczej dopuszcza się moralnego nadużycia – skwitował prezes PiS.
Później przyszła pora na rozliczenia z rządem Donalda Tuska:
- W każdym demokratycznym kraju każdy, kto w najmniejszym stopniu odpowiadałby za największą tragedię musiałby zejść ze sceny politycznej. (...) Nie może być tak, że w Polsce demokracja jest po prostu cieniutką, przezroczystą fasadą, za którą kryją się zupełnie inne mechanizmy – atakował Kaczyński, choć – co warto podkreślić – nie wymienił żadnego nazwiska.
Jasno dał natomiast do zrozumienia, że będzie patrzył na ręce Donaldowi Tuskowi i jego ministrom:
- To dotyczy mojego brata, bratowej, przyjaciół, ludzi, którzy byli moimi rodakami, a zginęli w dziwnej katastrofie. Żaden uczciwy człowiek na moim miejscu nie pozostawiły tej sprawy. To byłoby zostawienie sprawy ludzi najbliższych i sprawy Polski, bo zachowanie rządu jest co najmniej dziwne - przekonywał prezes PiS.