Najpierw przywołał go do siebie, potem się zamachnął... ale na całe szczęście nie doszło do bokserskiego sparingu. Wszystkiemu winne sportowe emocje? A może na tej wieloletniej przyjaźni pojawiła się rysa?
Wtorek. Godzina 21.30. Szef rządu wraz z najbliższymi współpracownikami rozgrywa mecz. Na boisku aż roi się od ważnych polityków. Obok Tuska za piłką biegają wicepremier Grzegorz Schetyna (45 l.), Sławomir Nowak (34 l.) oraz były premier Jan Krzysztof Bielecki. Tusk aż kipi od emocji. Nerwowo gestykuluje i co rusz pokrzykuje na kolegów. Po jednym z zagrań strofuje Bieleckiego. Panowie w męskich słowach coś sobie tłumaczą. Jest naprawdę ostro. Na szczęście w rolę mediatora w porę wciela się Schetyna i sytuacja zostaje opanowana.
Tusk i Bielecki poznali się w latach 80. w Gdańsku. Potem razem zakładali Kongres Liberalno-Demokratyczny i wspinali się po kolejnych szczeblach politycznej kariery. Wielka polityka, wielogodzinne wieczorne dyskusje, wspólne wypady. I choć Bielecki politykę zamienił na ciepłą posadkę szefa banku Pekao SA nadal miał ogromy wpływ na Tuska i Platformę. Szczególnie w sprawach gospodarczych. Ostatnio jednak pojawiła się informacja, że w relacje między Tuskiem a Bieleckim wdarł się chłód. Nie w porę chyba dla Bieleckiego, który lada chwila może stracić intratne stanowisko prezesa Pekao SA i dalsza jego kariera zależna może być od... Tuska. A ten ponoć chce go wysłać do dalekiej Brukseli...
- Od dwóch lat wiadomo, że polityczny awans Bieleckiego będzie awansem tylko formalnym, związanym z odsunięciem go na boczny tor - przekonywał w "Rzeczpospolitej" europoseł Paweł Piskorski, kiedyś polityk PO. Czy rzeczywiście na tej wieloletniej przyjaźni pojawiła się rysa? A może wszystkiemu winne są zwykłe sportowe emocje? Tusk nigdy nie ukrywał, że na piłkarskim boisku daje z siebie wszystko i potrafi "gryźć trawę". - Jeśli nie wychodzisz na boisko, by wygrać, to nie zawracaj ludziom głowy - stwierdził w jednym z wywiadów.