- Starościna wpadła do mojego gabinetu. Rzuciła się na mnie z łapami. Byłem w szoku. Trzymała w ręku długopis. Chciała mi nim poderżnąć gardło. Zalałem się krwią. Ona mogła mnie zabić -- opisuje Paweł Betkier.
Jak nie wiadomo, o co chodzi, to znaczy, że poszło o stołki. Wioletta Wiśniewska została starostą dzięki poparciu PO. To ona wskazała Betkiera na swojego zastępcę. Teraz jednak radni chcą ją odwołać z ciepłej posadki. Na 17 rajców żąda tego 12. W tym jest jej kilku kolegów z Platformy.
Do spiskujących przyłączył się Betkier. Podpisał się pod pismem do prokuratury zawiadamiającym o przekroczeniu uprawnień przez starostę. Wiśniewska nie straciła stołka, bo po jej stronie jest przewodniczący rady powiatu, który nie dopuszcza do zwołania sesji powiatu w sprawie odwołania starosty.
- Wcześniej czy później mnie odwołają. Ale pozostanę radną. I niech mnie już teraz się boją, bo wiele się nauczyłam. Oni wiedzą, że mam kredyty do spłacenia, dlatego utrata stanowiska będzie bardziej bolesna - mówi Wiśniewska. - A Betkier sam dźgnął się długopisem - zapewnia.
Pani starosta też złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez swojego zastępcę. Na razie prokuratura nikomu jeszcze nie postawiła zarzutów.