Awanturę w tatrach opisał Tygodnik Podhalański. Jak relacjonuje portal wszystko działo się w sobotę około 13.00. To wtedy do zebranych na Włosienicy turystów przyszedł pracownik Straży Parku i powiedział, że na dół, do Palenicy Białaczańskiej, zjedzie tylko 200 osób (zjazdy dobywają się po godzinie 17.00), bo inaczej zabraknie sań. Problem w tym, że na górze czekało około 300 osób. Wśród turystów powstał rwetes, bo nikt nie chciał rezygnować z przejażdżki saniami i z polany schodzić. Jak podaje 24tp.pl:- Oczekujący w kolejce pili alkohol, piwo, wino grzane. Szybko wybuchła awantura. W stronę strażników Straży Parku posypały się wyzwiska. Młody mężczyzna dowiedział się, że ani on, ani żona i dziecko nie zostali wliczeni do 200-osobowej grupy czekającej na zwiezienie. Turysta wpadł w szał. Mężczyzna próbował przekupić strażników, by ci zwieźli jego i rodzinę służbowym autem, a gdy ci stanowczo odmówili, zaczął ich wyzywać.
Tygodnik Podhalański przytacza też słowa Edwarda Wlazło, który jest komendantem Straży Tatrzańskiego Parku Narodowego. Komendant powiedział wprost, że takiego zachowania turystów nigdy w życiu nie widział: - Od kiedy pracuję w TPN, nie przeżyłem takiego spotkania z chamstwem i wulgaryzmami ze strony turystów. Wszystkiemu winny alkohol. Problemy z turystami zaczęły się już około południa. Kilku pijanych mężczyzn, którzy się zataczali od nadmiaru alkoholu zostało poinformowanych, że nie powinni iść w takim stanie w góry zaczęli być bardzo wulgarni w stosunku do pracowników TPN. Jeden z tych młodych mężczyzn zaczął się zbierać do bójki ze strażnikiem - czytamy na portalu.
Zobacz: Wszystkiego dobrego w nowym roku życzy redakcja Se.pl i Super Expressu