Wystające nad powierzchnię rzeki podwozie samolot jest poważnym zagrożeniem dla wodniaków.
- Początkujący kapitan może się po prostu nadziać na zatopiony wrak. To niebezpieczne - mówi Paweł Brzeziński, z biura prasowego komisariatu rzecznego policji.
Zwinęli liny
Kolejna próba wydobycia samolotu, który przed kilkoma tygodniami awaryjnie lądował na Wiśle, zakończyła się niepowodzeniem. Przeszkodą nie była ani pogoda, ani brak odpowiedniego sprzętu. Ekipa płetwonurków przygotowała awionetkę już tydzień temu do akcji. Niestety, wczoraj wynajęta do wydobycia samolotu prywatna firma oraz specjaliści z legionowskiego WOPR-u przyjechali tylko zwinąć liny i zabrać poduszki powietrzne.
- Przerywamy akcję - mówi szef akcji Wojciech Kochowicz, członek legionowskiego WOPR. - My byliśmy zdecydowani na wydostanie wraku, ale ktoś musi za to zapłacić.
Niech inny płaci
Firmę wynajęła Państwowa Komisja Badań Wypadków Lotniczych z Ministerstwa Transportu.
Jednak ministerstwo odmówiło zapłaty za akcję! Dlaczego? Rzecznik prasowy prosił nas o wysłanie listu z pytaniami pocztą elektroniczną, ale na niego nie odpowiedział.
- Nam powiedziano, że nie dadzą pieniędzy, bo kto inny powinien to sfinansować - mówi pułkownik Andrzej Pussak z Państwowej Komisji Badań Wypadków Lotniczych. - Jesteśmy zaskoczeni! Według prawa lotniczego to właśnie Ministerstwo Transportu pokrywa koszty. To jest potrzebne do wykonania ekspertyzy, dzięki której komisja będzie mogła ustalić przyczyny wypadku! - dodaje ekspert.