- Jej uroda zewnętrzna szła w parze z jej pięknem duchowym - mówił w 2010 roku kapłan na pogrzebie Justyny Moniuszko (+25 l.), pochodzącej z Białegostoku stewardesy zmarłej tragicznie w katastrofie pod Smoleńskiem. - Minęło już 5 lat od tego przeklętego dnia, ale naszych łez nic nigdy nie osuszy - mówi dziś babcia 25-latki, Helena Rafałowska (84 l.).Justyna o lotnictwie marzyła od zawsze. Służba w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego i praca stewardesy na pokładzie samolotu wożącego najważniejszych ludzi w państwie były zaledwie początkiem jej świetnie zapowiadającej się kariery. - Była taka młoda, miała tyle planów. To nie był jeszcze jej czas. Gdy przyjeżdżała do domu, wszędzie było jej pełno. Śpiewała, śmiała się... A teraz dom jest taki pusty - opowiada ze łzami w oczach jej babcia.Od 5 lat każda nowa informacja dotycząca śledztwa w sprawie katastrofy przynosi tylko rozczarowanie i irytację. - Mamy dosyć ciągłego rozgrzebywania ran i mieszania ofiar katastrofy do polityki. Z grobu Justynki nie podniesiemy. Czy to był zamach, czy zrządzenie losu, czy plan boski? Chcielibyśmy się wreszcie tego dowiedzieć - podsumowuje pani Helena.
Czytaj: Mama kpt. Arkadiusza Protasiuka: Mój syn jest niewinny, został kozłem ofiarnym!