Jak już pisaliśmy, Ireneusz J. w październiku minionego roku pobił na śmierć Krzysia, który dziś miałby półtora roku. Mężczyzna z matką dziecka - Karoliną K. - mieszkał w działkowej altance na Wyspie Puckiej w Szczecinie. To było też od prawie 20 lat lokum Janiny K., matki dziewczyny. - Karolina i Irek często urządzali libacje. Tego dnia, gdy zniknął Krzyś, też zrobili imprezę. Ja poszłam spać do pomieszczenia obok. Następnego ranka wnuka nie było. Zapytałam córkę, co się stało. Odpowiedziała, że zawiozła go do szpitala, bo źle się czuł. Miał tam zostać kilka dni. Po tygodniu Karolina powiedziała, że zamieszkał na jakiś czas u drugiej babci. Nie miałam powodu, by nie wierzyć córce - mówi Janina K.
Teraz wiadomo, że okłamywała matkę. Podczas libacji Krzyś głośno płakał. To zdenerwowało Ireneusza J. Wziął malca w ręce i cisnął nim w wózek. Rano zwłoki synka zauważyła Karolina K. Wspólnie z Ireneuszem J., swoim bratem Mirosławem S. i jego konkubiną Mirosławą B. zakopali ciało Krzysia. Przez kilka miesięcy wszyscy pozostawali bezkarni. Policja zainteresowała się matką chłopca i jej konkubentem po anonimowej informacji o zniknięciu dziecka. Para przyznała, że Krzyś nie żyje. Ciągle trwają poszukiwania jego zwłok.