Proces w tej głośnej sprawie toczył się niemal rok. W piątek w Sądzie Okręgowym w Radomiu sprawiedliwość w końcu zatriumfowała. - Uznaję oskarżonych winnymi usiłowania zabójstwa Dominika B. Zamiaru swojego nie osiągnęli wyłącznie ze względu na mylne wyobrażenie, że pokrzywdzony już nie żyje - stwierdził sędzia Jerzy Kosiela.
31-letni właściciel firmy budowlanej postanowił zlikwidować byłego pracownika po tym, jak nie mogąc odzyskać zaległej wypłaty, 24-latek postraszył go kontrolą Państwowej Inspekcji Pracy. - Wszystko dobrze zaplanował. Wywiózł pokrzywdzonego swoim samochodem do lasu w okolice Grójca i zaprowadził na miejsce zdarzenia. Tam pokazał, jak kończą ci, którzy go straszą - mówił sędzia.
- To Szymon kazał mi skończyć z Dominikiem. Wziąłem tasak i zacząłem go nim rąbać. Gdy zobaczyliśmy, że się nie rusza, przysypałem go ziemią i gałęziami - wyznał w sądzie Mateusz R. Ale Dominikowi udało się wygrzebać z grobu i cudem doczołgać do drogi. Zakrwawionego i półżywego chłopaka znalazł przypadkowy kierowca. 24-latek miał na głowie i karku głębokie rany po tasaku. Bandyci zmasakrowali mu także palce prawej dłoni, którą zasłaniał się przed ciosami.
- Pokrzywdzony jest teraz osobą niepełnosprawną, dlatego zasądzam wobec oskarżonych konieczność wypłacenia zadośćuczynienia w kwocie 150 tys. zł - ogłosił sędzia Kosiela.
Pełnomocnik Dominika B. nie wyklucza złożenia apelacji. Według niego 12 lat więzienia dla Szymona F. i 10 lat dla jego pomocnika to za kary niskie. Podobnie jak finansowe zadośćuczynienie.